 |
 |
|
 | |  |
lavinia
Zwierzoamator

Dołączył: 25 Lut 2006 |
Posty: 54 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
Wysłany: Czw 21:12, 27 Kwi 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Ptyś był ze mną przez dwa miesiące i dwa dni...to niewiele, ale zapamiętam ten czas na zawsze....
ja byłam dla niego wszystkim - mamą, światem, karmicielką, ciepłem. Kochał mnie całym swoim serduszkiem, był nieszczęśliwy gdy musiał zostać na chwilę z Robertem, albo gdy ktoś go ode mnie zabierał i brał na ręce, czy chciał się z nim pobawić. Tylko ze mną mógł w nocy spać, tylko przy mnie się uspokajał..a ja nauczona jego choroby, wiedziałam o nim wszystko - kiedy złapać go na ręce, by się nie przewrócił, kiedy dać mu jeść czy pić, kiedy go przytulić.....
byliśmy nierozłączni - zabierałam go ze sobą wszędzie, a on był zawsze bardzo grzeczny, bo wiedział, że tak musi być. W samochodzie zawsze zasypiał na moich kolanach, w pracy grzecznie spał na podusi przy mnie, przed komputerem znów leżał na kolanach.....
walczyłam o niego cały ten czas, rozpaczliwie, z głupią nadzieją, krzycząc do niego przy każdym ataku "Ptysiu, nie odchodż, oddychaj", wpychając mu palce w zaciśnięty pyszczek, nosząc go póżniej godzinami, by odzyskał przytomność...wierzyłam, że się uda...
a teraz odszedł..umierał na moich rękach, widziałam, jak życie z niego uchodzi i nic nie mogłam zrobić....poddał się, jego serduszko zatrzymało się i nie było na to siły.....już nawet nie mogę płakać....
kochamy wszystkie nasze psy i każdy jest szczególnie nam drogi, ale Ptyś był wyjątkowy...każdy kto go znał, czy spotkał widział to i odczuwał. A ja....nie wiem, co zrobię bez niego...całe moje dni wypełnione były Ptysiem, patrzeniem, obserwowaniem, słuchaniem, pomaganiem...a teraz pustka..spokój..cisza... tylko Doda leży przy mnie i chyba wie, bo smutna jest strasznie cały dzień.
Ptysiu, mordko, wybacz mi, jeśli czegoś nie zrobiłam, starałam się jak mogłam, ale gnębi mnie myśl, że można było zrobić jeszcze więcej, że może mógłbyś żyć jeszcze....
bardzo, bardzo wszystkim wam dziękuję, za te słowa o Ptysiu i o mnie - płaczę cały czas, ale to pomaga..... w jakiś sposób pozwala przebrnąć przez ten koszmar.
__________________
|
|
 |
|
 |
 | |  |
Szantina
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005 |
Posty: 1586 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Czw 22:32, 27 Kwi 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Lavinia - teraz to bardzo boli,wszyscy tak bardzo trzymaliśmy kciuki za Ptysiulka,ale spójrz na to z drugiej strony.....
Znałam Ptysia dużo wcześniej - już jako niespełna 4 tygodniowy maluszek był leczony( jego wcześniejsza ''właścicelka''- kurde aż ciężko mi to pisać - nie zadbała o niego i przeziębienie gotowe).Później wizyty kontrolne.Miałam tą frajdę,że za każdym razem tuliłam maluszka a on tak bardzo tego potrzebował.
A później był ten dzień....dzień walki o małego.Miał prawie ''0''szanse,ale....Właśnie wtedy na jego drodze stanęli LUDZIE....upór Kaśki(wetki) w jego odratowanie i TY....Gdybyś wtedy nie odebrała telefonu,nie wiem jak by się jego losy dalej potoczyły( ja miałam kategoryczny zakaz ( od Kaśki) zabrania go do siebie bo on potrzebował spokoju o który u mnie trudno przy Marcie i ogonach)
I te dwa miesiące ....to były jego najlepsze 2 miesiące życia.....
Poznał co to miłość ,miał pełną miseczkę i swoją ukochana pancię - mimo swojego stanu był szczęśliwy.Wiem co mówię....mam przed oczami nasze ostatnie spotkanie.Wzięłam go na ręce,przytuliłam i całowałam a on....wyrywał się do ciebie co sił w łapkach.
Widocznie tam za TM potrzebny był mały psi aniołek......
Ptysiulku....tak bardzo chciałam,żeby było inaczej....jeszcze do mnie nie dociera,że cię już nigdy nie przytulę....(pamiętam jak przez prawie 2 dni ''pracowałeś''ze mną ukryty pod moją bluzą....a ja zamiast zająć się klientami tuliłam cię....)
|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 13 z 16
|
|
|
|  |