 |
 |
|
 | |  |
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
apla
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005 |
Posty: 895 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Świebodzice |
|
 |
Wysłany: Pon 20:16, 29 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
cd nastąpił...
Przespałem całe późne popołudnie, dostałem amciu, zanim wyniesli mnie na podwórko narobiłem w całym pokoju i słodko ułożyłem się do nocnego spoczynku... Brakowało mamusi i braciszka, ale ta moja nowa mamuska zabrała mnie do łóżeczka i razem z tym nowym pańciem poprzytulali, wymiziali i utulili do spania.
W nocy tak mi sie zachciało siusiu i coś grubszego, ale nie chciałem ich budzić i sam sobie poradziłem w drugim pokoju, a co taki sprytny jestem rano ta nowa pańcia wstała do pracy i pierwsze co zrobiła, to wlazła w moje siuski - no, moge ją zrozumieć, bo była tak wczesna godzina i okna pozasłaniane, ze miała prawo nie zauważyć, jaką wspaniałą niespodziankę jej przygotowałem ... tylko nie wiem, dlaczego wcale sie nie ucieszyła, dlaczego nie pochwaliła, ze taki madry jestem ale cóż... wybaczyłem jej ten brak euforii, wszakże skąd mogła wiedzieć, ze szczeniaki mogą robić tak wspaniałe niespodzianki - w końcu byłem ten pierwszy...
Przez pierwsze kilka dni wołali do mnie "ej ty", bo nie mogli się zdecydować, jakie imię mi wybrać - różne propozycje padały - Shadow, Diablo, Forest (pancia koniecznie tak chciała, ale pan sie zbuntował, ze Forest Gump, jakiś mało rozgarnięty i wogóle...) no i po tych kilku dniach "stanęło" na Vegasku.
Na początku byłem małym, słodkim szczeniolkiem, byłem spokojny, grzeczny i różne takie - w końcu nie wypadało od poczatku pokazać, jakie piękne różki wyrastają za jeszcze wtedy kalpniętymi uszkami...
I w takiej sielskiej atmosferze minęły pierwsze dwa tygodnie w nowym domku. W tak zwanym międzyczasie ten mój nowy pan gdzies pojechał i nie było go dosyć długo - aż do poźnej jesieni (pokazywał sie raz na 2-3 tygodnie przez pare dni i znowu znikał).
Ale po mniej więcej 2 tygodniach postanowiłem zaprezentować się z tej lepszej, twórczej strony...
Zacząłem od przesadzania kwiatków - doniczki mi sie nie podobały, ziemia jakaś "przechodzona"... ehhh, ale ona znowu mnie nie doceniła - poustawiała wszystkie kwiaty na tych wysokich parapetach.
W którąś niedzielę pańcia zaczęła przebąkiwać, ze musimy ładnie posprzatać, bo po pracy w poniedziałek przyjeżdża do nas ciocia esta (ta od Amona, tylko jeszcze wtedy go nie miała) i zostaje do wtorku. Zaczeła sprzatać, wszystko porobiła i poszła...
Według mojego mniemania było nadal brudno i postanowiłem pod jej nieobecność poprawić to i owo...
Wyniosłem proszek z przedpokoju, rozsypałem go po wykładzinach i dywanach, chciałem polać wodą z kranu i wyprać dywany, ale nie mogłem sięgnąć, więc ściągnąłem ze stołu obrus, a z nim wazon z różami i w taki oto sposób sobie poradziłem z praniem dywanow (przy okazji przebrałem róże - te płatki, które według mnie nie były pierwszej świeżości - powyrywałem), potem chciałem nadać ładny zapach dywanom i postanowiłem powcierać w nie truskawki...potem chciałem umyć łapki (mydłem), jakoś udało mi się to mydło ściągnąć, ale z dostępem do wody dalej krucho, więc ze złości zjadłem kawałek tegoż mydła.
I pomyślcie, ze te wszystkie generalne porzadki wykonałem TYLKO w 45 minut - niezły byłem, nie
Tylko ona znowu sie nie ucieszyła... i było i weź tu takiej dogodź... a tak sie starałem...
cdn...
|
|
 |
 | |  |
apla
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005 |
Posty: 895 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Świebodzice |
|
 |
Wysłany: Śro 10:24, 31 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
I tak płynęły dni, jeden po drugim... raz większe porządki robiłem w domku, jak mniejsze... ale zawsze cos miłego pańci swojej naszykowałem...
Raz nawet chciałem rozpalić w piecu od centralnego, ale cos mi nie poszło...
Jak centralne, to wiadomo, ze duzo kaloryferów, jak duzo kalorferów, to wiadomo, ze trzeba dużo ciepła, a jak dużo ciepła, no to duzo węgla. Obok pieca w przedpokoju stał cały worek węgla, więc przytomnie postanowiłem wrzucić cały ten węgiel do pieca, ale co ja złapałem za worek, to z niego sypało sie na chodnik, a do pieca jakoś nic... (tak na marginesie dodam, ze ten mój potwór - Vegas miał wtedy niecałe 5 miesięcy i poradził sobie z wysypaniem - co do sztuki - 50 kg węgla... jak on to zrobił, tego do dziś nie wiem... )
pewnego pieknego dnia pani przyszła do domku i mówi do mnie, ze z koncem wrzesnia przeprowadzimy sie do SWOJEGO WŁASNEGO mieszkanka, że juz nie bede musiał palic w piecu, ze bedziemy mieli super tereny spacerowe, poznam nowych kumli i rozne takie... nawet sie ucieszyłem, bo tutaj nie miałem za bardzo sie z kim bawic - wprawdzie były 2 psy i jeden kot, ale jeden pies był niemiłosiernie zapchlony i pani nie pozwalała sie z nim bawic, drugi mnie przeganiał zmiesjcanamiejsce, a kota sie bałem, bo mnie trzepnął po nosie, jak byłem malutki...
I tak oto rozpoczął sie nowy, osiedlowy okres w moim życiu
|
|
 |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 2 z 10
|
|
|
|  |