 |
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Edyta
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005 |
Posty: 2688 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Sosnowiec |
|
 |
Wysłany: Pią 17:54, 03 Lis 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Niby taaak..A reszta okien?Nie powiesz mi,ze macie jedno okno w domu!
A tak poważnie mówiąc,to jak czytam,czy słucham opowieści o wyczynach kocich,to jestem gotowa uklęknąc przed moją Ciri i bić jej pokłony.Takiego kota jeszcze nie widziałam.Nie interesują ją firanki,zasłony,obrusy,kwiatki,ozdoby,itd.W pokoju jest dosłownie wszystko,a kicia nie spowodowała od czasu gdy zamieszkała u nas tj 4,5 roku,żadnych,ale to żadnych szkód.No,raz przewrócił się stojak z płytami,ale to dlatego,ze Bona na niego wpadła,bawiac się z Ciri.Mam koci ideał,a przy tym jest bardzo wesoła,milutka i przytulasta.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
kaerjot
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006 |
Posty: 385 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Kolbudy k/Gdańska |
|
 |
Wysłany: Czw 11:57, 16 Lis 2006 |
|
 |
|
 |
 |
MałGośka nie przejmuj się, kot samodzielnie nie wyrywa karnisza ze ściany, musi mu pomóc pies. Kot tak bez niczyjej pomocy umie tylko przerobić firany na makaron typu "nitki" .
Jak czytam o Pufce (śledzę wieści na bierząco) to mam przed oczami Gizma, który 11 czerwca 2005 roku postanowił, że będzie z nami mieszkał.
Bylismy w trakcie budowy domu, termin przekazania mieszkania za 12 dni, a w domu ekipa hydraulików udaje, że coś robi, kafelkarz czeka na swoją kolej, rusztowania wkoło itd. Wieczorem wracaliśmy do domu, gdy nagle TZ zachamował ostro. Na środku drogi siedział ON. Małe toto, chude, utytłane w ropie, smarkach i innych "produktach chorego ciałka". Myśleliśmy, że nie ma oczu. Jakoś nie mogłam wsadzić go w przydrożne krzaki. Pojechaliśmy do wsiowego weta, ale oczywiście w piątkowy wieczór, już było zamknięte. Na drzwiach tabliczka z numerem telefonu, pomyślałam "porządny gość", dzwonię, a ten mi mówi, żebym wsadziła kota do pudełka i przetrzymała do poniedziałku. Zaniemówiłam. Szybka decyzja, jedziemy do Gdańska. Szczerze mówiąc sądziłam, że wieziemy go tylko po to, żeby nie umierał sam, sądziłam, że trzeba będzie ............. no wiecie. Weterynarz powiedzial, że jest szansa, taka 1 na 10, ale pod warunkiem, że mały nie pójdzie do schroniska. No to co było robić.
I tak oto zamieszkał z nami Gizmo. Oczywiście zaraz po podleczeniu miał iść do jakiegoś, nowego domu. Tylko jakoś ciągle zapominam dać ogloszenie. Młody złapał swoją szansę pazurami i już nie wypuścił, około miesiąca był bez imienia, bo udawałam, że jeszcze go nie kocham, żeby nie bolało tak strasznie, jakby co. To znaczy miał imię przygotowane, tylko jeszcze nie używane. U weta byliśmy codziennie i codziennie pytałam, czy mam już nadać mu imię, a oni wciąż mieli poważne miny i kręcili głowami. Aż któregoś dnia usłyszałam, że nawet jakby miał odejść to przecież imię się mu należy i wtedy oficjalnie został Gizmem.
A najlepsze jest to, że dwa miesiące póżniej wzięliśmy Yodę i obojgu w książeczkach zdrowia wpisałam datę urodzenia 1 maja 2005. Tak oto mamy w domu zadziwiająco niepodobne bliźnięta. Foteczka jeszcze z ubiegłego lata:

|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 6 z 18
|
|
|
|  |