 |
 |
|
 | |  |
kaerjot
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006 |
Posty: 385 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Kolbudy k/Gdańska |
|
 |
Wysłany: Wto 10:25, 04 Wrz 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Moje maleństwa ukochane dbają o to, żeby pańcia się nie nudziła.
Gizmo uziemiony w domu, znosi to zdumiewająco dobrze, czasami przypomni sobie i trochę pokrzyczy, ale większość czasu morduje swoje i nie swoje piłeczki, myszki i inne. Czasami tylko cisną mi się na usta brzydkie słowa jak wyskakuje zza kanapy mały drań i wbija mi w nogę pazury, po czym robi zwrot i pędzi w kierunku przeciwnym.
Za to Yoda, moja kochana Yodunia........... Cóż jak to na osiedlu bywa, w większości domów są jakieś zwierzęta, raz ich mniej, raz ich więcej. Niedaleko nas mieszka pani, która ma trzy suczki, malutkie, drobniutkie. Takie sobie fajne psiaki, niestety nie cieszą się na osiedlu sympatią, gdyż na spacerach biegają luzem i przeszkadzają kierowcom. Ich pani bardzo się Yody boi, więc zawsze na spacerach mijałyśmy się z daleka. Czasami Yoda i jej stadko wąchały się przez płot. Ostatnio, nie bardzo wiem dlaczego pani zechciała zapoznać nasze psiaki, mówiłam, że nie jest to chyba dobry pomysł, ale nie zabrałam psa i nie odeszłam. Moja wina. Kilka razy psy się wąchały, lizały i tyle. Niestety w piątek, szłam z koleżanką i jej psem drogą, nasze psy na smyczach, z przeciwka nadchodziła pani i jej maluchy, jedna z suczek podbiegła do nas i wtedy Yoda ją złapała. Nie wiem dokładnie jak to się stało, po prostu nagle usłyszałam pisk i zobaczyłam, że Yoda ma tamtą w zębach. Ściągnęłam smycz, szarpnęłam za obrożę i puściła. Ile to trwało? Nawet nie wiem, może minutę.
Wiem, że mój pies był na smyczy, a tamten nie. Wiem, ze takie rzeczy się zdarzają, ale nie mogę się z tym pogodzić. Potwornie mi żal tamtej suni, podobno jest poharatana, ale dokładnie nie wiem co i jak. Pytałam, ale usłyszałam, że weterynarz kazał poczekać. Na co? Nie rozumiem.
Sąsiadka żąda ode mnie, żebym prowadzała Yodę na smyczy i w kagańcu. Jak mam bawić się i nagradzać psa w kagańcu?
Co mam zrobić?
Jak mam pogodzić się z tym, że moja ukochana Yodula zrobiła coś takiego? A jeżeli tamta nie przeżyje?
|
|
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Mokka
Zwierzolub

Dołączył: 29 Cze 2005 |
Posty: 266 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Wto 14:39, 04 Wrz 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Mój Leon zawsze chodzi w kagańcu i wsuwanie smakołyków przez pręty jest tylko kwestią wprawy.
Nie wiem, dlaczego Yoda capnęła tamtą suczkę, co spowodowało tę sytuację. Leon z zasady jest agresywny i zawsze może zaatakować, więc ja nie pozwalam na żadne kontakty na spcerze, chyba, że jest to suczka, którą dobrze zna, a i tak wszystko odbywa się przy mnie i pod moją kontrolą. Jest to trochę uciążliwe, ale również - wbrew pozorom - dość bezpieczne dla innych, bo ja po prostu nie pozwalam na żadne znajomości z obcymi, bo wiem, na co stać Leona.
|
|
 |
 | |  |
kaerjot
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006 |
Posty: 385 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Kolbudy k/Gdańska |
|
 |
Wysłany: Wto 14:52, 04 Wrz 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Przez ostatnie dni zakładałam Yodzie kaganiec.
Niestety ona nie che, mówiąc brutalnie, zrobić koopy, jak chodzi w kagancu. Trzymała, trzymała aż niewytrzymała i puściłaaaaaaaaa.
Najgorsze jest to, że ja zawsze bardzo się staralam, żeby moj pies nikomu nie zawadzał. Jak idą ludzie, każę jej usiąść i przeczekać, samochody też. Spotykała się tylko z niektorymi psami. Mam żal do siebie, że nie byłam wystarczająco stanowcza wobec tej kobiety, że nie dość wyraźnie powiedziałam NIE.
Przez moją i jej głupotę cierpi psiak.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
kaerjot
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006 |
Posty: 385 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Kolbudy k/Gdańska |
|
 |
Wysłany: Pon 13:30, 12 Lis 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Cisza powiadasz, a to przepraszam już się poprawiam.
Raport:
1. Klara, jej ukochany pańcio wyjechał, więc od czasu do czasu raczy przyjść do mnie na pieszczoty. Po drodze oczywiście należy przylać conajmniej jednemu kotu i psu, znaczy czarna księżniczka nadal trzyma towarzycho "krótko przy pysku".
2. Zuzia, ma paskudny stan zapalny jamy ustnej, nie mogła jeść, ani się myć, było kiepsko, ale teraz już jest coraz lepiej. Antybiotyk zjada bez marudzenia, widocznie lubi różowe pigułki.
3. Gizmo, spędza kilka godzin dziennie na schodach, wnosi piłeczki na górę, a później turla je w dół. Fascynująca zabawa. Sąsiedzi (oczywiście ci normalni) narzekają, że odkąd Gizmo ma areszt, to myszy po osiedlu harcują.
4. Yoda, od wczoraj jest najszczęśliwszym psem w naszej galaktyce. Znowu jest TO BIAŁE, można w tym kopać, tarzać się, zjadać i łapać kulki z TEGO. Szkoda tylko, że do domu nie można TEGO przynosić.
|
|
 |
 | |  |
kaerjot
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006 |
Posty: 385 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Kolbudy k/Gdańska |
|
 |
Wysłany: Śro 12:37, 21 Lis 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Historia niedzielnego spaceru
Pora roku nastała taka, że wychodzę z domu w ciemnościach i w ciemnościach powracam, jedynym więc czasem, gdy mogę udać się z Yodą na porządny spacer pozostaje weekend. Tak więc w niedzielę udałyśmy się na obchód okolicy. Na początek Yoda się wkurzyła i obsobaczyła okrutnie dwie sąsiadki, małe, czarne i mocno hałaśliwe. Po tym wstępie raźno ruszyłyśmy na pola i łąki. Miałam pełną kieszeń przywoływaczy (zapach mielonki wyraźnie poprawia słuch), więc spacer zapowiadał się przyjemnie. Pierwsze kilka kilometrów przebieglo nam, bez niespodzianek, bo doprawdy smakołyki w postaci sarnich czy też zajęczych bobków, dla nikogo nie są przecież zaskoczeniem.
Niestety Yodunia zapomniala mi wcześniej wspomnieć, że ma umówioną wizytę w salonie piękności, przypomniała sobie o tym dość nagle na łące (możliwe, że widok pięknej sarenki wspomógł jej pamięć), a jak już sobie przypomniała, to pobiegła z prędkością dozwoloną tylko na autostradach. Tak więc dość nagle zostałam sama. Zgodnie z przykazaniami pozostałam na miejscu zdarzenia i czekałam od czasu do czasu nawołując. Ciekawe, że 15 minut czekania ma zupełnie inną długość niż 15 minut rozmowy. Dziwne.
Na szczęście w salonie piękności już na Yodę czekano, więc prosto z biegu wpadła do przygotowanej kąpieli błotnej. Nie wiem, czy to kwestia niedopatrzenia, czy pośpiechu ale niestety zapomniała o prysznicu. W ten sposób po tych wyczekanych 15 minutach pojawił się koło mnie potwór z bagien. I w tym miejscu pragnę serdecznie podziękować wszystkim, którzy przypominają wciąż o konieczności zakładaniu psom adresowników. Dzięki temu poznałam, że to coś z błotną maseczką na sobie to właśnie mój pies.
Oczywiście natychmiast pojawił się w naszej dyskusji wątek konieczności zmycia maseczki, gdyż jak wszyscy wiemy pozostawiona zbyt długo może poczynić olbrzymie szkody w urodzie. Udałyśmy się więc nad jezioro. Tam zachęcona latającymi patykami, które przyniesione na brzeg można wymienić na mielonkę, Yodynia spłukała z siebie upiększające mazidło.
W czasie naszych zabiegów myjących nadpłynęły dwa łabędzie. Nie za bardzo znam się na ornitologi, więc nie mam pojęcia jakiej były płci, napewno były dorosłe. Gdy podpłynęły na odległość ok 5 metrów Yoda je zauważyła. Stała akurat tak po brzuch w wodzie i tak zamarła. Łabędzie zatrzymały się i zaczęły wymieniać jakieś uwagi, w sobie tylko znanym narzeczu. Yoda wylądała jak nakręcona zabawka, której głowa przekręca się: w prawo, w lewo, w prawo, w lewo ...... aż do wyczerpania baterii. Nie wiem dlaczego nagle postanowiła włączyć się do dyskusji. Co ona im powiedziała i co one z tego zrozumiały, nie zgadnę nigdy. W każdym razie jeden łabędź nie wytrzymał, zamachał skrzydłami i ostro ruszył w naszą stronę. Yoda, jak łatwo przewidzieć natychmiast postanowiła opracować plan batalii i w tym celu, udała się w bezpieczne miejsce, czyli za moje nogi. A ja skamieniałam w miescu i w głowie miałam tylko jedną myśl: rzucać w niego mielonką czy nie?
Na szczęście ptaszydło nie zmusiło mnie do rozstrzygnięcia tej kwestii i zadowolilo się wygnaniem z jeziora tego nieopierzonego i bezczelnego czegoś. Następne kilka kilometrów naszego spaceru udowodniło niezbicie, że uczenie psa chodzenia przy nodze ma jeden podstawowy minus. Mokry pies powoduje moknięcie spodni. A na dodatek pies, który jest w trakcie obmyślania planu kontrataku na opierzone sily wroga, nie zamierza się oddalać od owej nogi za nic w świecie.
W okolice naszego osiedla doszłyśmy więc obie mokre i conajmniej lekko przybrudzone. Postanowiłyśmy nie korzystać z głównej drogi, gdyż akurat nadszedł czas poobiednich, rodzinnych spacerów i uznałyśmy, że nasz wygląd mógłby wzbudzić niesmak wśród spacerujących. Przedarłyśmy się przez zagajnik i wyszłyśmy na wprost domu, w którym zamieszkuje jeden z dwóch ulubionych kumpli Yody. Jego ludzie nas zobaczyli i chyba uznali, że potrzebujemy chwili wytchnienia, uchylili więc furtkę. Tu Yoda mogła dać upust swojej złości na duże i białe stwory. Razem z Rudym szybko udowodnili bałwanowi, że śniegiem jesteś i w śnieg się obrócisz. Pozostały nadmiar energii wyładowała na lekkie zdemolowanie rabaty kwiatowej, połączone z wydobyciem z głębin ziemi systemu nawadniania. Wreszcie syta wrażeń zgodziła się powrócić do domu.
Teraz zbiera siły i pomysły na następny weekend.

|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 16 z 18
|
|
|
|  |