Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Gdybym ja miał cztery nogi...
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Zabieram się trzeci raz do pisania i ciągle coś mi przeszkodzi - nie wiem czy to znak, żeby nie pisać..hm.. spróbuję.
Naczytałam się tyle historii, że postanowiłam dorzucić coś o jednym z moich kotów, żeby uzupełnić historię stadka - choć dużo nie ma do opowiadania.
Żeby stworzyc atmosferę zacznę od dawnych czasów...
...Mieszkała sobie kiedyś w Łodzi pewna kobieta, znajoma mojej rodziny, osoba samotna, dla świata czasem uciążliwa, ale niejedno cierpienie miała za sobą. Od lat wielu Pani owa posiadała w domu kota - kiedyś jednego potem po jego pojawił się duży czarny kocur - cukrzyk z wielomoczem (niekastrowany) i Pigunia - trikolor urody przecudnej z chorą trzustką. Kobieta kochała koty niezmiernie, ratowała blokowe, karmiła itp. Kiedyś znalzła pod blokiem malutką, czarną kotkę o zgrozo ze świerzo urwaną nogą -czy pies, człowiek,samochód - nie wiadomo - fakt, że nogi poniżej kolana nie było a kości sterczały na zewnątrz Kobieta kota upolowała naklarmiła, obwoziła daleko do lecznicy i życie mu uratowała - darując jednocześnie dom. Ale życia łatwego to on w tym nie miał, bo go Pigunia nie polubiła...
Zobacz profil autora
irma
Zwierzozwierz
Zwierzozwierz

Dołączył: 05 Sie 2005
Posty: 1392
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

proszę o ciąg dalszy
Zobacz profil autora
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Anna - czekamy,czekamy.....
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Ciąg dalszy... (właśnie mi zżarło cały napisany tekst ) i przepraszam ,ze tyle czekacie ale miałam przejścia...

Pigunia nie polubiła Kruszyny (imię pewnie z powodu rozmiaru) to mało powiedziane - tłukła ją po prostu, tak, że musiała kryć się w kanapie. Za to nowa Pani tuliła ją do siebie, ale na siłę, nawet jeśli kot nie chciał. Wcześniejsze przeżycia jak i warunki w domu pewnie dołożyły strachu, tak czy siak kot ewidentnie lękowy był. A propos domu, to jeszcze o warunkach...tylko proszę nie oceniajcie tej kobiety...już nie ma to sensu. Otóż udało się sąsiadom nakłonić Panią do ustawienia kotom kuwety...wtrącili się bo smród wydobywał się przez drzwi. Kuweta została ustawiona, ale tylko jedna na trzy koty (ja mam po dwie na łebka!!) i to wypełniona trocinami. Koty zatem lały gdzie popadło. Głodne jednak nie chodziły, serduszka, rybka, wszystko świeżutkie. I miały własny parapet do wygrzewania się. Ale brud...
Czas jednak nikogo nie oszczędza i zachorowało się kobiecie i to poważnie. I tu pojawiam się na scenie ja. Na zmianę ze znajomą zajęłyśmy się kotami. Pierwsze spotkanie było straszne: smród...czarny kocur biegający lejąc mocz bez przerwy wszędzie, bo cukrzyca była zaawansowana, insulinozależna...nie pytajcie mnie więcej o niego, bo poglądy miałam wtedy inne i kiedyś, gdzieś będę rozliczana ...Nastawiałam kuwet i żarcia i co drugi dzień jeździłam do nich.
Kobieta wróciła do domu, schorowana bardziej, ale zdolna do obsługi zmniejszonego inwetarza - została Kruszyna i Pigunia. I przyznam się szczerze, że już wtedy stwierdziłam, że nie lubię Kruszyny imię beznadziejne, dziwna jakaś, ucieka tylko. Pigunia była super, bo się troszkę oswoiła i śliczna...heh. Życie miało pokazać jaka byłam niemądra.

Niestety właścicielka kotów dostała koszmarnego udaru, znowu szpital i dla mnie koty. Z dnia na dzień docierało do mnie, że za chwilę pozostanę ze śmierdzącym mieszkaniem i dwoma kotami na własność (mieszkanie zresztą odziedziczyła finalnie moja cioteczna siostra). A w domu był już kot, dwa psy i ojciec, który zabronił mi sprowadzać coś więcej. Coraz częściej myślałam o tym, że nie dam rady zając się nimi ...wtedy uznałam, że jednym to jeszcze jakoś (ojca zakręcę), ale dwoma w życiu...i czekałam z lękiem, że będę musiała wybierać. A wtedy nie wyobrażałam sobie, że chore koty udomowione można oddać do schroniska - zatem życie jednemu śmierć drugiemu. Ale koty wybrały za mnie.
Kiedy Pani poszła do szpitala Pigunia mniej jadła, schudła, a w dzień śmierci swojej właścicielki odeszła cichutko i ona - do tej pory jest do dla mniesamowite.
Zostało zatem śmierdzące mieszkanie i Kruszyna za którą co najmniej nie przepadałam, ale do której musiałam jeździć. A ona nic a nic się nie oswajała - chowała się zawsze za kwiatkiem i dzika była strasznie...

Tu na razie kończę bo jestem wykończona psychicznie moimi dzisiejszymi przejściami z samochodem.
Pytania przyjmuję.
Zobacz profil autora
geba
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

jeszcze domagam sie cd
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Anno, nie pytam Cię o czarnego. Chcę Ci tylko przypomnieć, że nie ma znaku równości pomiędzy eutanazją a zabójstwem. W tej mierze zgadzam się z twierdzeniem bioetyka profesora Petera Singera, że "nie każde życie jest warte życia". Czasami myślę też, że mamy czego zazdrościć zwierzętom - prawa do eutanazji właśnie. I nie jestem w tej opinii osamotniona, skoro są ludzie, którzy przed sądem walczą o to swoje prawo właśnie.
Zobacz profil autora
irma
Zwierzozwierz
Zwierzozwierz

Dołączył: 05 Sie 2005
Posty: 1392
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

juz sie poryczałam a co bedzie potem?
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Skończyłam na tym, że kocio-mieszkaniowa masa spadkowa została w naszych rękach . Ja co prawda bywam w Łodzi, ale mimo wszystko kłopotliwe było latanie koło kota. Poza tym widząc jaki jest lękliwy pomyślałam, że remontu to on w tym mieszkaniu nie wytrzyma nerwowo. Więc postanowiłam kota zabrać.
kot nie był sterylizowany oczywiście, więc po pierwsze uznałam, że jak go wezmę to najpierw do mojej ulubionej lecznicy, bo bez tego nie da się z nim mieszkać...mieszkać, łatwo powiedzieć - bałam się co powie Miś na obcego kota, Diana to w domu chodząca kulturą, więc pewnie nie czepiała by się, co ojciec, a najbardziej bałam się, że chcę zabrać kota, który jest przyzwyczajony, że w domu sika się wszędzie. A miałam już w tym zakresie złe doświadczenia.
Wzięłam torbę i ruszyłam na polowanie - oczywiście sama, w pełni zdeterminowana. Ale kot nie zamierzał się nigdzie wybierać. Polowanie się rozpoczęło, mieszkanie na szczęście małe i pozbawione już było części rzeczy, ale gonitwa trwała. ten kot wogóle do mnie nie podchodził, uciekał jak tylko wyciągnęłam rękę. Dopadłam gada we wnęce kuchennej, ale drań miał na mnie haka - nie podejrzewałam, że można mieć taką kryjówkę - udziabała mnie i wskoczyła od tyłu pieca gazowego pod płytę Oczywiście piec nieużywany, więc spokojnie. Ale dotarło do mnie, że na ten moment po polowaniu
Kolejnego dnia byłam już przygotowana na wszystko. Po pierwsze zatkałam szmatami dziurę w piecu, po drugie włączyłam psychiczne nastawienie (wypróbowane już w różnych zwięcych akcjach) - nie puść nawet jeśli Cię gryzą i szarpią i znowu bieganie, sapanie, miauczenie, wrzaski ,jęki i w ręcznik złapałam potwora..oj gdyby miał cztery nogi wyglądałbym marnie Swoją droga na trzech nogach i kikucie miała niesamowitą prędkość. Oczywiście usiłowała uciec do pieca, ale udało mi się. Zapakowałam potwora do torby i ruszyłam do weta. Po drodzę, po mału chusteczkami wycierałam cieknącą mi po rękach krew - moją oczywiście hehe.
Kot fantastycznie pachniał moczeł i nie tylko bo jeszcze ze stresu kupkę walnął do torby. Po otwarciu torby, aż przeprosiłam wterynarza
A torba chyba jakś czardziejska była, bo jak wyjęłam tego dzikiego kota na stół to przykleił mi się do rąk i usiłował włazić na mnie . Normalnie przylepa Szok. umówiłam się na sterylizację dnia następnego, a przy okazji na usunięcie jakiegoś łagodnego guza. Wróciłyśmy do domu. Zarzuciłam mojego ojca potokiem słów, na temat ciężkiego kociego losu i wstawiłam kota do pokoju. A mieszkałam wtedy za lodówką w graciarni tzn. mój pokój oddałam babci a sama czekałam na remont, kolejnego więc miałam w pokoju łóżko polowe, dwa rowery, pełno narzędzi i zero szafek - kotu jakoś pościeliłam, dałam kuwetę, drzwi zamknęłam bo Miś oszalał na punkcie kota i trudno było wyczuć czy chce go zeżreć czy zgwałcić. Jak zajrzałam znowu to kot już mieszkał na łóżku polowym - zostawiłam go bo nie ruszał się z przerażenia - zmieniłam tylko kołdrę a zasikaną zabrałam do prania. i pomyślałam no dobry początek, naucz się korzystać z kuwety, bo marna Twoja przyszłość
i tak dotrwałyśmy do sterylizacji, przyniosłam do domu półprzytomnego kota, usadziłam w pudełku, kuwetę blisko, a że miał kołnierz to bez strachu zostawiłam w spokoju...
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Anna napisał:
Po pierwsze zatkałam szmatami dziurę w piecu, po drugie włączyłam psychiczne nastawienie (wypróbowane już w różnych zwięcych akcjach) - nie puść nawet jeśli Cię gryzą i szarpią i znowu bieganie, sapanie, miauczenie, wrzaski ,jęki i w ręcznik złapałam potwora..oj gdyby miał cztery nogi wyglądałbym marnie


Ja Cię podziwiam! Mnie by żadne nastawienie psychiczne ani nawet mantra przepowiadana od godzin wczesnoporannych nie pomogły - spękałabym jak nic!
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Podziwiam Twoją determinację.Ja pamiętam tylko gonitwę i walkę z Ciri na poczatku jej pobytu u nas.Zaparłam sie wówczas,że obetnę jej pazurki...tez ociekałam krwia własna..Pazury obcięłam ,ale znacznie później i po podaniu relanium.Nie wiem,czy wytrzymałabym tak jak Ty...
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Ja to po prostu wcześniej ćwiczyłam..odchodząc od tematu...znajomym uciekł kiedyś świeżo przygarnięty mix jamnika. Ruszyłam więc podobnie jak inni na poszukiwania i trafiłam na skubańca - siedział pod jakimś blokiem, ale bał się podejść. Miał jednak tak zapiętą obróżkę, ze sporo wolnego końca mu sterczało. Myślę sobie zatem - jak podejdzie to złapię go za ten koniuszek...ale boi się to pewnie mnie chapnie...jak mnie chapnie i puszczę z bólu to mi czmyhnie, a że teren otwarty to szukaj wiatru w polu Więc co skoro wiem, że mnie dziabnie to musze się na to nastawić i już - nasmarowałam łapy kiełbasą, żeby poprawić swoją atrakcyjnośc i zwabiłam gada na tyle, że za ów koniuszek złapałam, dziabnął mnie oczywiście ale nie puściłam, utuliłam i się uspokoił. Na marginesie - przywiozłam go pod kurtką na rowerze, w domu osikał ścianę i kurtkę, ale radośc właścicieli wynagrodziła mi wszystko
Wystarczyło nastawić się na bół
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Anna napisał:
boi się to pewnie mnie chapnie...jak mnie chapnie i puszczę z bólu to mi czmyhnie, a że teren otwarty to szukaj wiatru w polu Więc co skoro wiem, że mnie dziabnie to musze się na to nastawić i już - nasmarowałam łapy kiełbasą, żeby poprawić swoją atrakcyjnośc i zwabiłam gada na tyle, że za ów koniuszek złapałam, dziabnął mnie oczywiście ale nie puściłam, utuliłam i się uspokoił.

Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

No dobra, ja tu o kiełbasie w charakterze perfumy, a temat leży. W tym odcinku spokojniejszym znacznie i mało dramatycznym jeśli chodzi o fabułę ...powróćmy zatem...(musiałam przerwać, bo właśnie Gabi siknęła do kuwety - a 2 godz.temu była )

Kicia po sterylizacji, kołnierzyk jak ulał, a ona wybudzona ale jeszcze pełzająca zaledwie właśnie postanowiła gdzieś poczołgać się i okazało się, że celem podróży była kuweta Szok i wzruszenie - no kochana jak tak to będzie jeszcze z ciebie domowy kot Faktycznie kuweta była wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem. W tym czasie odzyskałam swój pokój, kota zameldowałam na komodzie w budce. Gruby przychodził oglądać to zjawisko ze spokojnym zainteresowaniem, co mnie cieszyło, jednak mała po przejściach bała się i prychała na niego. A na Grubego to można prychać do czasu, bo on facet co prawda po zabiegu, ale z charakterkiem Z początku wyglądało to niegroźnie, ot drobne utarczki i ustalanie terytorium. Kicia nawet próbowała jeśli w domu była cisza i spokój wyjść poza próg pokoju, ale Gruby uznał, że to skandal i urządzał krwiożercze polowania. I tak mieszkanie zostało podzielone na zamykane strefy - mój pokój i reszta. Dorobiłam się nawet zasuwki w drzwiach, bo Miś wchodził szamać kocie jedzonko i wpuszczał kocura
KOt niestety nadal koszmarnie się nas bał i wogóle wszystkiego się bał, każde zbliżenie się do niego to uciekał do swojej budki. Jednak powolutku decydował się sypiać na poduszce obok mojej głowy - od razu zresztą dostał swoją W międzyczasie zlokalizowałam brzydki zapach, który się z niego wydobywał (takie uszy ropiejące to ja pierwszy raz widziałam ), wyleczyłyśmy się, wyczyściłyśmy jeszcze ząbki i jakoś życie szło. Od czasu do czasu kotu zdarzały się wpadki wymagające prania kołdry, ale na szczęście miałam wtedy pralkę do której się mieściły
...raz przeszedł jednak delikatną granicę, całe szczęście, że wtedy już był moim ślicznym kotkiem, myszką itp...mianowicie, położyłam się zmęczona na łóku, patrzę w sufit i...pociągam nosem - oho kolejna wpadka, czuję, niezadowolona odwracam z westchnieniem głowę, żeby choć na chwilę zanurzyć twarz w mięciutkiej puchowej poduszce, zanim wstanę szukać źródła smrodu i...ułożyłam ją w mokrej świerzutkiej plamie Ot siknęło się kotu na poduszkę. Co ja się nakłamałam dlaczego piorę poduszkę, żeby babcia nie narzekała. Na szczęście po jakimś czasie wpadki moczowe ustały. Co prawda kot miał jeszcze jedną wadę - bardzo często wymiotował, oczywiście ponieważ ze strachu mało mieszkał na podłodze, przeważnie paw lądował na mojej pościeli, ale odkąd jemy lepsze karmy jest lepiej
Kotu lękliwość pozostała duża, poprzednie życie zrobiło swoje a mój dom z wszędobylskim Misiem i drapieżnym Grubym wcale nie pomógł POwierzchnia zyciowa kota jest maleńka - 12 m2 Swobodę ma w zasadzie wtedy kiedy mnie nie ma, bo jest sam w pokoju i może chodzić gdzie chce. Poza tym porusza się po meblach, żeby nie schodzić na podłoge, bo tam groźnie jego zdaniem. Zadbałam zatem, żeby miał trakt meblowy, do kuwety (jedna na meblu), do spania itp. Osiągnęłyśmy sporo - jeśli powoli zbliżę rękę do idącego kota to mogę go pogłaskać, mniej ucieka przede mną, potrafił podejść do Diany (teraz dropiaty wariatuńcio mu nie leży hihi) i co jakiś czas widzę postęp w oswajaniu.
A co najlepsze..i do czego tęsknię zawsze na wyjazdach...kot mnie woła do spania. Przyzwyczaił się, że jak leżymy w łóżku to tuli się nieziemsko do mojej głowy i czasem jak siedzę w pokoju albo wchodzę to stoi i woła "miauu, miauu" a jak się położę to biegnie do mnie , podchodzi też kiedy coś jem, żeby spróbować ukraść lepszy kawałek, choćby i z kanapki pazurkiem.Reaguje na wołanie, i jak ją głaszczę, albo drapię to mruczy, mruczy, mruczy I jak ja mogłam jej kiedyś nie lubić ?!
W takich momentach myślę sobie, że choć życie ma u mnie na prawdę ciężkie i jest jak w więzieniu to jednak lepsze to niż brud, schronisko czy...
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Życie ma u Ciebie ciężkie? On tak na pewno nie uważa.pewnie ma swoje kocie traumatyczne przezycia,ale teraz jest wreszcie naprawdę bezpieczny.I on to na pewno czuje,zwłaszcza jak tuli się do Twojej glowy. Aniu,czy Ty z założenia jesteś Matką Teresa?A raczej Matką Anną?Masz dar do ratowania przypadków beznadziejnych.. Ile w Tobie wytrwałości...
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Edyta napisał:
Masz dar do ratowania przypadków beznadziejnych.. Ile w Tobie wytrwałości...

Noooo! Sto razy bym się poddała, a już na pewno pluła sobie w brodę, że zabrałam do domu to sikająco-pawiujące stworzenie.

A z tym ciężkim życiem kota grubo przesadzasz. Kot, gdyby chciał, zawalczyłby z Grubym o poszerzenie swojego terytorium, ale widać Twój pokój jest na miarę jego, raczej jej, potrzeb. Skoro nawet z podłogi nie chce korzystać (a przecież nie łazi po niej stale Gruby), to z reszty mieszkania zrezygnowała z własnej woli. Nie każdy dąży po trupach do sukcesu. Niektórzy zadowalają się swoją małą, dwunastometrową stabilizacją . A za wołanie do położenia się i za mruczenie dla kochanej kociczki.
Zobacz profil autora
Gdybym ja miał cztery nogi...
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 7  

  
  
 Odpowiedz do tematu