Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Raz, że w Unii, a dwa, że trzeba się cenić, czyż nie?
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

„FARINELLI – (PRZED)OSTATNI KASTRAT”

Cholera jasna, co się w tym Wieluniu wyrabia?! Upały minęły, rany pooperacyjne się zagoiły i odkryłam kolejne – od razu dodam: przerażające - oblicze czegoś zwanego Dżekim. Gdyby nie to, że asystowałam osobiście przy sterylizacji… Ale może po kolei.

Niektórzy, co bardziej aktywni na forum, już wiedzą, ale tym, którzy się obijają i nie śledzą z przejęciem wszystkich wątków, pragnę uzmysłowić, że od 1 sierpnia roku pańskiego 2005 nie włoski śpiewak Farinelli jest ostatnim kastratem, a mój wieluńsko-warszawski pseudo-pies Dżeki. Sterylizację Dżeksa miałam w planach, zanim jego samego miałam w domu. TZ wielokrotnie próbował negocjować ze mną w tej sprawie, ale w obliczu mojej nieugiętej postawy nie pozostało mu nic innego, jak tylko przemykać chyłkiem pod ścianami zasłaniając to i owo dla niepoznaki a to gazetą, a to koszulką wyciągniętą ze stosu rzeczy do prania . Uczciwie muszę przyznać, że pomimo narastającego kompleksu kastracyjnego TZ nie poddawał się do ostatniej chwili i rano owego fatalnego dnia po raz ostatni zapiszczał żałośnie, spoglądając na niczego nieświadomego Dżekiego: „A może by tak go zostawić takim, jaki jest?”. W oczach przerażenie, w głosie żałość, lecz ja byłam niezłomna, złapałam za koniec smyczy przytroczonej już do psiej szyi i pognałam do auta. Wpakowałam Dżeksa „na pakę” czyli tylne siedzenie i z mroczną pieśnią Walkirii na ustach ruszyłam ze złowrogim świstem opon do weterynarza. Wet rozstrzygnął wszelkie moje wątpliwości co do terminu zabiegu krótkim: „Jeśli i tak zamierza to pani zrobić, to nie ma na co czekać!” No, to nie czekaliśmy! Rach, ciach, Dżeks dostał zastrzyk w pupę, strzelił pawia pięciokrotnie (? – wet też był z lekka zszokowany) i wyciągnął się na podłodze. Wet spytał niewinnie: „Chce pani być przy zabiegu czy nie?” Uuuuuuuuuuuuu! To takie buty?! Rozważyłam tę kwestię w swym zgniłym sumieniu i błyskawicznie zdecydowałam: „A mogę? No to pewnie, że chcę!”.

To forum jest, podobnie jak cały współczesny świat, zdominowane przez , ale na wypadek, gdyby jednak zabłądził do tego postu któryś z męskich rodzynków, pominę fascynujący opis sterylizacji. W trakcie zabiegu gawędziliśmy z wetem przyjaźnie na tematy rozmaite, ale szczególnie jedna jego anegdotka utkwiła mi w pamięci – dziś już rozumiem, dlaczego i gdybym nie była przy sterylizacji Dżekiego, to chybabym nie uwierzyła… Ale po kolei! Otóż w trakcie wieloletniej praktyki weterynaryjnej zdarzyło się mojemu wetowi raz jeden, że po zabiegu sterylizacji pies (samiec) zupełnie stracił napęd: interesowało go tylko jedzenie i spanie, budził się wyłącznie po to, żeby się najeść i zaraz wracał do przerwanej drzemki, na spacery zaś wychodził niechętnie, gnany koniecznością pozbycia się resztek tego, co wcześniej pożarł. Zastosowano odpowiednią suplementację hormonalną i po pewnym czasie pies wrócił do żywych. I tu dochodzimy do sedna mojej opowieści. Otóż gdyby nie to, że śledziłam każdy ruch rąk mojego weta, asystowałam mu od pierwszej do ostatniej chwili operacji, zaczęłabym podejrzewać, że nie tylko nie usunął Dżekiemu tego, co usunąć obiecał, ale nawet że wszył mu zestaw zapasowy! Fakt, Dżeks przez trzy dni po sterylce był raczej nieswój (podobnie TZ – niech żyje męska solidarność!), ale jak później dostał poweru, to święty Boże, nie pomoże! Przed operacją wracaliśmy ze spaceru wieczornego (tzn. każdego, ale przykład spaceru wieczornego jest szczególnie wyrazisty) i Dżekson po umyciu łapek jeszcze trochę się poszwendał po mieszkaniu, pobawił się od niechcenia tym, co mu się akurat napatoczyło pod łapy i kładł się spać. Po operacji – diabeł wcielony! Wracamy godziną późnowieczorną do domu, a ten jak nie zacznie szaleć! Wszystko go cieszy, wszystkim chciałby się pobawić, a najchętniej wciągnąłby mnie za pomocą subtelnego szarpania za różne części garderoby i ciała do owej zabawy! Szczęście, że sąsiedzi z dołu wyjechali na wakacje, bo już sobie wyobrażam ich zachwyt, kiedy o pół do dwunastej słyszą gradobicie wyrzucanych w powietrze i spadających na parkiet kości ze ścięgien bawolich. Horror! Ranne spacery wydłużyłam do godziny: zaczęliśmy chodzić do pobliskiego parku, gdzie Dżeks hasa sobie bez smyczy, a jedynie z długim sznurkiem uczepionym obroży na wsjakij pażarnyj słucz’aj. Rzucam mu opadłe z drzew zielone kasztany, za którymi radośnie kica, żeby na samym początku go umęczyć – nic! Idziemy nie w tempie spacerowym, a marszowym – nic! Z górki, pod górkę, wspinamy się po schodach, zbiegamy ze schodów – nic! Jeszcze w drodze powrotnej pajac jeden ma siłę podskakiwać i próbować złapać moją rękę! A ja tymczasem rozpinam polar, bo siódme poty na mnie biją, choć ranne powietrze jakoś ostatnio rześkie, kręgosłup mi pęka, a nogi włażą do otrzewnej! Przychodzimy do domu i Dżeks po chwilowym wypoczynku w trakcie wycierania łap, już jest gotów do dalszych zadań specjalnych. Kostkę by porzucał, łapkę kurzą pomamlał, albo też ucho świnki lub bydełka, ze mną chętnie by podokazywał, nawet Kapucynę zaprasza do zabawy poszczekując frywolnie i przysiadając na przednich łapach! Chryste Panie, ten pies jest na baterie! Ano właśnie, dochodzimy do sedna opowieści po raz wtóry! Pisałam wcześniej, że ma człowiek wrażenie, że z Wielunia zabiera psa, tymczasem wciskają mu tam kota w worku. Cha, cha, cha (to ma być śmiech ponury i straszliwy, dochodzący z głębi trzewi, a nie jakieś tam głupawe „cha, cha, cha”)! Dysponując dzisiejszą wiedzą, oszalałabym ze szczęścia, gdyby w wieluńskim worku istotnie był kot. Niestety, jest w nim robot.

Na pierwszy rzut oka ta teza wydaje się zbyt nieprawdopodobna, by mogła być prawdziwa, ale ja mam argument nie do odparcia!
Pisałam w ostatnim odcinku, że mój pies (hmmm… pies…czysta kpina!) nie ogląda się za psimi spódniczkami. Nie napisałam, że Dżeki ogląda się za kobiecymi spódniczkami. Po raz pierwszy zaobserwowałam tę przedziwną aberrację, gdy przyjechała do nas w charakterze petsitter moja mama, kiedy wybieraliśmy się z TZ nad morze. Dżeks poznał mamę dwa dni wcześniej, ale że prezentacja odbywała się w ogrodzie u babci, gdzie Dżeki nie czuje się jeszcze u siebie, więc zachował charakterystyczną rezerwę i do rąk tudzież innych części ciała moich rodziców się nie pchał. Natomiast kiedy mama stanęła w naszym przedpokoju… po tradycyjnym powitalnym warczeniu z pokazywaniem kłów włącznie – miłość jak bambosz! Podejrzewam, że moja niemal sześćdziesięcioletnia matka zapomniała już, że można być tak adorowaną. Dżeksiak nie odstępował jej na krok, obwąchiwał od stóp do głów, nachalnie wpychał łeb pod spódnicę, a kiedy wychodziłam do sklepu, Dżeks przybiegł w ostatniej chwili do przedpokoju i nawet mu do głowy nie przyszło, żeby ze mną pójść, co wcześniej było nie do pomyślenia! Tłumaczyłam mu, że Roma – ten pies, którym mama tak pachnie – ma 14 lat, jest głucha, jak pień, ma problemy ze wzrokiem, nawet poinformowałam go błednie, że jest po usunięciu macicy, więc w te klocki to ona już nie teges (oburzona siostra objaśniła mnie później, że coś mi się poplątało, bo Roma miała, owszem, usuwane rozmaite guzy, ale macicę ma, a jakże, używaną tylko raz, więc można powiedzieć nówka-sztuka). Nic do niego nie trafiało!
Jakiś czas później odwiedziła mnie koleżanka Patrycja. No, ta to już suczką pachnieć nie mogła za Chiny Ludowe, bo ma na stanie jedynie dziewięcioletniego syna Michała i kotkę o imieniu Veron (jak piłkarz, bo przez dłuższy czas wszyscy – włącznie z panią, od której kotka zabraliśmy – byli przekonani, że to kocurek, a ponieważ Michał jest kibicem piłkarskim, stąd Veron). Tymczasem Dżeks zwariował na punkcie Patrycji. Nawet do ubikacji postanowił ją eskortować, bo a nuż mu się zagubi w czeluściach mieszkania, a potem wiernie czekał pod drzwiami i dreptał obok niej w drodze powrotnej z owego WC. Patrycja lekko już wymęczona wiecznym obwąchiwaniem, paląc papierosa przy oknie i nie mogąc się opędzić od natręta wciskającego jej pyszczek między nogi, wypinając się w stronę Dżeksiaka zażartowała: „Chcesz, no to proszę!” i Dżeks bez chwili wahania… skorzystał.

Czyż nie wynika z powyższego jasno, że coś, co mi w Wieluniu wciśnięto w charakterze psa, psem bynajmniej nie jest?! Dla mnie jest oczywiste, że to jakaś mechaniczna podróba psa, tyle że sknocili sprawę w Wieluniu rzeczonym (jakżeby inaczej!) i zaprogramowali go na kobitki, a nie na suczki! Gdyby nie to, nigdy by się nie wydało, a ja w końcu zaczęłabym podejrzewać, że wet na wzór prestidigitatora odwrócił moją uwagę sprytną sztuczką i jednak podrzucił Dżeksiakowi drugą parę jajek!
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz


Ależ ty masz polot do pisania, leżę i kwiczę.

Wygląda na to moim zdaniem, że płodność Dżekunia po prostu krępowała. Najwidocznie jako pies odpowiedzialny obawiał się licznych konsekwencji ewentualnej rozpusty. W tej chwli pozbawiony obciążenia - tak fizycznie jak i moralnie - może szaleć do woli. A od dawna wiadomo, że psychika czyni cuda, zatem owo poczucie niczym nieskrępowanej wolności dodało mu sił ogromnych
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Fakt,dar do twórczości pisanej proza jest u Ciebie niesamowity..ubawiłam się setnie.Zaraz jednakowoż wpadłam w przerazenie niemałe.Dotarło bowiem do zakamarków mojej podswiadomości to,czego do tej pory nie smiałam wydobyć na światło dzienne:ONI w tym Wieluniu chyba robią tajne eksperymenty medyczne,a potem pojedyncze egzemlarze wypuszczają na rynek,wciskając je nieswiadomym niczego naiwniako.tak,tak,wiem co mówię.Widzi człowiek taką sierotkę smutną,serce wyrywa mu się z piersi,oczy puchna z zalu i teskonota ogarnia taka,że najchętniej od razu rwało by się do tego Wielunia,żeby biedne,skrzywdzone stworzonko przytulić do piersi i co?Przywozi się stworka do domu,a w niedługim czasie wychodzi szydło z worka.Bo ,jak twierdzi Joasia,nawet kota tam nie ma.Joasia odkryła te tajne praktyki,dając przykłady irracjonalnych zachowań Dżekiego.Powiem zatem i ja:Joasiu nie jestes osamotniona! Bonka po sterylizacji,nie tylko,że nachalnie gwałci Borysa,ale też zaczęła napastować wszystkich panów mających od 70-tki wzwyż! : .Jej bezceremoniale zaloty przyprawiły już wielu panów (poczynając od szwagra i mojego ojca)o wstydliwy rumieniec...Włosy mi się jeża co będzie dalej,zważywszy że sypia w osobnym pokoju z moim TZ.Wprawdzie nie jest on jeszcze w tej grupie wiekowej,ale kto wie co panna dalej wymyśli.Zresztą to nie jedyny przykład bezecnych praktyk wieluńskich.Otóż Sara ujawniła swoje oblicze zaraz po przyjeździe usiłując zgwałcic mojego Bartka i to w jego własnym przedpokoju!Biedne chłopaczysko cały dzien nie mogło dojśc do siebie...I co Ty na to powiesz Joasiu?
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

ja muszę przemyśleć czy jak przyjdzie czas to ryzykować taką zmianę u Gabulca
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Jasny gwint! Anna, masz rację! Wet też coś tam przebąkiwał, że "te" rzeczy to nie jest wyłącznie kwestia hormonów, ale w nie mniejszym stopniu głęboko zakorzenionych przyzwyczajeń, stereotypów zachowań itp. Znaczy to, że mogę Dżeksonowi odciąć tylną połowę ciała, a on i tak się będzie ładował na swoje ulubione kobiety?! O, rany! Ratuj się kto może!

Edyta, bierz TZ'a i swoich chłopaków pod pachę i zmykaj, gdzie pieprz rośnie, bo nie wiadomo, co jeszcze może się zdarzyć! Z mutantami trzeba ostrożnie, a wietrzę w Wieluniu eksperymenty genetyczne.
Zobacz profil autora
Mantis
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów


jnk napisał:
a wietrzę w Wieluniu eksperymenty genetyczne.

Hmm, kiedyś ta teoria wydawała mi się żywcem wyjęta z literatury s-f, ale od wczoraj zaczynam się skłaniać ku myśli, że to najprawdziwsza prawda. Jednak w przeciwieństwie do Ciebie Joasiu, nie obdarzono mnie psem androidem a kotem, (ponoć takowych w Wieluniu nie ma, jaaasne ) tyle że nie w worku, a w psiej skórze
Zobacz profil autora
Ania i Sol
Zwierzoamator
Zwierzoamator

Dołączył: 20 Lip 2005
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Matko jedyna! To ja mam sterylizować Solkę czy nie? Bo jak to się rzuci jej na mózg i inne części ciała, to nie wiem, co będzie
Od paru dni dobrała się z takim niedorobionym sznaucerem mojego brata i obrabiają w stajni wszystkie zwierzęta łącznie z Radżką, któremu Solka z upodobaniem zagląda pod ogon. Dzisiaj to się uwiesiła pyskiem ogona i pozwalała się w kłusie ciągnąć. A ten głupek niedorobiony towarzyszy jej wyjąc nieprzerwanie i wszyscy dostają choroby nerwowej jak tylko widzą tę parkę. Radżka to jest złote zwierzę, przynajmniej jedno mi się trafiło normalne.
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Na koniach mało się znam, ale ja jednak starałabym się izolować Radżę od tej szemranej parki, bo to nigdy nic nie wiadomo .

Dlaczego sznaucer jest niedorobiony? Bo jeśli mu brakuje tego, co mam na myśli, to u swojego weta oglądałam implanty. Tak, tak, mówię o implantach psich jąder . Sztuka 500 zł . Nie wiem, jak Wy, ale ja nie mam więcej pytań w tym temacie.
Zobacz profil autora
Ania i Sol
Zwierzoamator
Zwierzoamator

Dołączył: 20 Lip 2005
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

nieodorobiony, bo jak ma dłgie włosy, które mu sie skręcają w dredy - to wygląda jak przerośnięty owczarek nizinny ze śmietnika, a jak pójdzie do fryzjera i pani go wystrzyże na zero - to staje sie podobny do sznaucera niby. trudno stwierdzić, co to jest na pewno bo sie przybląkał do żony mojego brata rok temu i tak juz został. chłopak z ulicy
Zobacz profil autora
apla
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005
Posty: 895
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Świebodzice


uuuuu.... to ja widzę, że w końcu prawda ujrzała światło dzienne teraz już wiem, że głęboko... oj, głęboko zastanowię sie nad swoim przyszłym psem...
Teraz ewidentnie widać, ze tam, w Wieluniu szukają jeleni, którzy się "podłożą", zeby oni mogli dalej prowadzić swe mroczne eksperymenty!
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Jak to "w końcu"? Przecież myśmy z Edytą od dłuższego już czasu sugerowały tu i tam, że z tymi psami "cóś" jest nie tak. A teraz tylko wyjaśniło się, że to są seksualnie uwarunkowane zmutowane cyborgi .
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Powiem Wam więcej moi drodzy.Owe eksperymenty nie koncza się na psach wieluńskich! To jest zaraźliwe!Tak,zaraxliwe!Bona nie tylko sama wykazała swoiste skłonności,ale totalnie zdeprawowała Boryska!Joasiu,Twojego Boryska,niewinnego,skromnego chłoptasia.Otóż Borys od pewnego czasu nie tylko gwałci naszą kotkę,ale serwuje mi kazdego ranka dośc specyficzne przebudzenia otóz najpierw dokładnie umyje mi cała twarz,a potem nachalnie wpycha jezorek do moich ust,mimo moich gwałtownych protestów.Nastepnie zadowolony biegnie do mojego TZ-a i robi dokladnie to samo! A żeby jeszcze dolać oliwy do ognia,to mój mały obszczymurek wczoraj na działce systematycznie robił wycieczki pod furtkę kudlatej suni.Usiłował sforsować metalowa furtkę,a kiedy mu się nie udalo,robił podkop w betonowym chodniku(tzn.usiłował go zrobić).Wymykał się cichaczem przy każdej chwili nieuwagi.Zdesperowana biegałam kilkaset metrów,zionąc ogniem,a borysowe amory przerwałam brutalnie:Borys trzykrotnie został przyniesiony na działkę ku totalnej uciesze wszystkich sąsiadów.Moja prawie zdrowa reka ucierpiała dodatkowo na tyle,że dzisiaj wogóle nie moge nią ruszać! I do czego to doszło!Takich grzecznych chłopców miałam!
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Edyto, interesuje mnie jedno - jak Ciri reaguje na umizgi Borysa?
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Ciri generalnie jest zaprzyjaźniona z psami,oprócz Billa.Borys bawi się z nią szalenczo,prawie jak z Bonką.Jego umizgi sa przyjmowane,powiedziałabym z zadowoleniem.(zawsze mówię do niej,że dziwka z niej pierwszej wody ) Jeszcze go kokietuje.Komicznie wyglada jak Borys biegnie,kładzie się na Ciri i przypłaszcza ją prawie do pogłogi.Oczywiście jeśli kotce przestaje się to podobać,wyślizguje się i włazi w swoje skrytki,najchętniej chowa się w łózku męza ,pod pościelą.
Zobacz profil autora
Dżeki - po prostu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 4 z 18  

  
  
 Odpowiedz do tematu