Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Jnk - czekamy,czekamy i......
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

OŁÓWEK

O odejściu mojej kociej miłości Niuniaczka – Pasiaczka już Wam opowiedziałam, teraz przyszła kolej na Szaraczka. Szaraczek, jak już wiadomo, trafił do mojej ludzkiej miłości - mojej siostry Majki, a było to tak:
Kiedy kotki były jeszcze niewiele większe od męskiej pięści, przyjechała do mnie na wakacje Majka ze swoim ówczesnym chłopakiem (do facetów to my obie mamy szczęście w nieszczęściu; nieszczęściem jest to, że przyplątują się nam jakieś takie pokręcone egzemplarze, a szczęściem – że się z tych związków same potrafimy wyplątać stosunkowo szybko nie popadając w klęski żywiołowe typu ślub, dzieci, wspólnota majątkowa). Majka wiedziała oczywiście, że są kotki, zatem element zaskoczenia nie miał prawa zaistnieć, ale jak to z prawami fizyki i nie tylko bywa – nie znalazło ono tu zastosowania. Odebrałam ich z pociągu, wsadziłam do auta i przywiozłam do domu. Wdrapaliśmy się po schodach do mojego mieszkania, chłopak siostry jakoś tak został z tyłu, a my weszłyśmy do sypialni, gdzie przebywały maluchy (jeszcze wtedy nie były na etapie eksploracji reszty mieszkania). Majka stanęła w progu, spojrzała na kociaczki i wrzasnęła (przepraszam adminki za wyrażenia niecenzuralne, ale cytuję): „O, kurwa, ja pierdolę, o, ja pierdolę, kurwa!”. Histeria w jej głosie natychmiast mi się udzieliła i panicznie zaczęłam się zastanawiać, co też jest z moimi kotkami nie tak, skoro budzą takie przerażenie. Pomiędzy wyrazy niecenzuralne udało się mojej siostrze wcisnąć męskie imię i tak przywołany niesławny ów chłopak stanął obok Majki, z którą chwilowo nie było żadnego kontaktu. Gruchnęła przed kotkami na kolana i dalej coś bredziła w malignie. Kiedy w końcu udało mi się nawiązać z nią kontakt werbalny, zapytałam z głupia frant, co o nich myśli. O kotkach znaczy się co myśli. Kamień z hukiem spadł mi z serca, kiedy okazało się, że siostra jest maluchami zachwycona – jakaś taka głupia jestem, że bardzo liczę się z jej zdaniem.

Decyzja dotycząca przyszłości Ołówka zapadła bodajże pierwszego dnia ich pobytu. Majka siedziała na podłodze w sypialni, a wokół niej igrały kocięta. Było lato, było gorąco, Majka była w sukience, a może raczej w koszuli nocnej – jak zwykle nie pamiętam. Nagle wytrzeszczyła oczy, wydała z siebie zdziwiony okrzyk, wyciągnęła spod owej sukienko-koszuli jednego z kotków i oświadczyła, że go bierze. To był Szaraczek, zwany od tej chwili Ołówkiem. Udało mi się ustalić, że Ołówek wśliznął się Majce pod bieliznę i że jego języczek…eeee… jest taki cudownie chropowaty… hmmm…

W trakcie pobytu Majki miało też miejsce wydarzenie historyczne. Siedzieliśmy we trójkę, a raczej w czwórkę, gdyż towarzyszył nam apet – postać, jak się za chwilę okaże, bardzo istotna w tej historii - w dużym pokoju na podłodze. Kotki zajmowały się sobą nawzajem w sypialni, do której ograniczała się wtedy ich znajomość świata. Ni z tego, ni z owego z sypialni wypadło w ferworze zabawy małe, czarne „cóś”. Najwyraźniej wypadnięcie zdarzyło się poza planem, taki wypadek przy pracy, gdyż „cóś” wypadło i zamarło. Zamarło i zastygło. Zastygło i struchlało. A kiedy ocknęło się ze stuporu, w jaki popadło na moment, zaczęło rosnąć. Rosło i rosło, grzbiet wygięło w pałąk, ustawiło się jakoś tak bokiem do nas i leżącego przy nas apeta, który z dużym zainteresowaniem przyglądał się wytrzeszczowi, wykonało bokiem kicnięcie w kierunku psa, kichnęło i odkicnęło w stronę sypialni. apet osłupiał i na wszelki wypadek wycofał się za nas, co być może ośmieliło czarnego wypłosza, gdyż kichnął raz jeszcze i wciąż wygięty jak paragraf czmychnął do sypialni. Gwoli wyjaśnienia: małe koty nie potrafią fukać i syczeć, zatem gdy sytuacja tego wymaga, wydają z siebie komiczne, krótkie ostrzegawcze „kch!” przypominające kichnięcie. No i teraz zagadka z cyklu: zgadnij, Marcinie, jak mojej Kaśce na imię – któryż to z kotków miał takie entree?
Po tygodniu Majka odjechała zaklinając mnie na wszystkie świętości, żebym zatrzymała Ołówka dla niej. Nieśmiało przebąkiwałam, że ojciec może mieć zgoła odmienne zdanie w sprawie nowego domownika, ale Majka gotowa była stawić czoła całemu światu, a nie tylko jednemu, nędznemu tacie. Swoje lata już mam, zdążyłam zgorzknieć i skwaśnieć, jak stara cytryna i w ciągu swojego nie tak krótkiego życia nie zaobserwowałam osobiście, żeby miłość przenosiła góry, choć spotkałam się niejednokrotnie z tym silnie wyidealizowanym poglądem. Nie zaobserwowałam – poza tym jednym wyjątkiem: Majki i Ołówka.

Po pewnym czasie (wciąż był to okres wakacyjny) przyjechali moi rodzice. Kotki nieco podrosły, ale nadal były urocze, słodkie, rozczulające, komiczne i zniewalające. Ołówek został mamie przedstawiony w sposób jednoznaczny: „A to jest Ołówek Majki, o którym już słyszałaś.”, tacie… tacie wolałam oszczędzić wstrząsu podobnej prezentacji, a raczej sobie wolałam oszczędzić reakcji taty na taką prezentację. Mama owszem, już słyszała o Ołówku, a jak zobaczyła – przepadła z kretesem. Kotki rano przestały mnie napastować w łóżku, ponieważ pojawił się nowy, jakże wdzięczny obiekt w drugim pokoju – moja mama. Rano przedreptywały więc z sypialni do pokoju, w którym spała, wdrapywały się na łóżko i zaczynały po niej wędrować. Często też wieczorem lub nad ranem układały się wokół jej głowy na poduszce, tak że biedna mama spała z głową zepchniętą gdzieś w rejony zupełnie peryferyjne. Niewzruszenie jednak trwała w euforycznym zachwycie nad maluchami. Aż nadszedł ów niefortunny wieczór. Siedzieliśmy sobie w ogrodzie pogrążeni w błogim lenistwie pogrillowym i rozmawialiśmy. Bardzo możliwe, że referowaliśmy babci przebieg słynnego kociego meczu rozegranego jajem z Kinder Niespodzianki. W każdym razie mojej mamie w pewnym momencie wypsnęła się jakaś uwaga, że fajnie byłoby wziąć jednego z kotków. Aaaa! Ojciec zesztywniał i drewnianym głosem oznajmił, że w tym domu kota nigdy nie będzie, hawk! Mama coś tam jeszcze próbowała mamrotać w sprawie kotka, ale wiadomo, że jak ojciec warknie, to lepiej być cicho, bo może rzucić się do tchawicy i zagryźć. Udałam, że mdleję, ale ponieważ nikt nie zwrócił na mnie uwagi, więc posiedziałam jeszcze czas jakiś w martwej ciszy, po czym podreptałam do siebie mrucząc pod nosem: „Wiedziałam, że tak się to skończy. Tylko jak ja to powiem Majce?”. Mama całe zajście skwitowała pobłażliwym: „Dobrze, dobrze, jeszcze zobaczymy” i do ich wyjazdu nie było już mowy o zabraniu jakiegoś kotka.

Siostra wykazała, podobnie jak mama, zupełny brak zainteresowania reakcją ojca i wymagała ode mnie składania bieżących raportów na temat postępów Ołówka. A chłopak zdążył już nieźle nawywijać! Przede wszystkim, ponieważ kotki były nieco podrośnięte, dostawały do jedzenia odżywki Gerbera dla niemowlaków i puszki dla juniorów. I tu Ołówek pokazał swoje prawdziwe oblicze! Uważałam, że skoro kotki razem śpią, razem się bawią, a nawet razem się załatwiają (o czym za moment), to mogą, a nawet chyba powinny jeść także razem. Szanując zatem ich silne ze sobą zaserdecznienie nakładałam jedzenie do dwóch miseczek (miseczka na dwa kotki) i wszystko było w jak najlepszym porządku. Aż do czasu, kiedy Ołówek zaczął warczeć na pozostałą trójkę przy jedzeniu, tak że Kapucyna, Niuniaczek-Pasiaczek i Belka tłoczyli się przy jednej misce, a Ołówek panoszył się w pojedynkę przy drugiej. Trójka rodzeństwa patrzyła na niego z pewnym zdziwieniem, ale ponieważ przyzwyczaili się już chyba do tego, że Ołówek nieco odbiega od normy, więc przyjęli zaistniałą sytuację ze spokojem.
A z ubikacją było tak: kiedy jeden z maluchów dreptał do kuwety, reszta towarzystwa, jak tylko się zorientowała, że brakuje im czwartego do brydża, zaraz biegła jego śladem i kiedy tamten nieszczęśnik siedział na środku kuwety w stanie szczytowego skupienia, pozostała trójka gramoliła się za nim do środka i urządzała sobie gonitwy, przepychanki i inne formy gier zespołowych wokół, a nawet na biedaku. Oczywiście równie chętnie biegły do ubikacji, kiedy ja tam była, żeby wspinać mi się na kolana i łazić po ramionach i plecach.
Jak z powyższego wynika, kotki były już bardzo ruchliwe, właziły wszędzie, gdzie się dało, razu pewnego Belka zaczęła spacerować po barierce mojego tarasu na pierwszym piętrze, czym doprowadziła mnie do chwilowej utraty przytomności, w tym samych czasie ktoś inny bujał się wisząc na drewnianym oparciu leżaka, a pozostała dwójka „tylko” zadeptywała mi rozłożoną na tarasie książkę i sprawdzała możliwość drzemki w koszu z owocami. Wzruszające było to, że kotki wszystko robiły grupowo, nawet zasypiały i budziły się w tym samym czasie. Poza, oczywiście, autystycznym Ołówkiem, który pozwalał sobie od czasu do czasu na chwilę samotnej kontemplacji świata. Nie zawsze była to kontemplacja, niestety, czasami jego wyprawy w pojedynkę kończyły się trochę straszno, trochę śmieszno.

Był jakiś zimny wczesnojesienny poranek, zapewne weekendowy, bo nic mnie nie goniło do wstawania z łóżka, w kuchni była włączona kuchenka gazowa – pewnie gotowałam wodę na herbatę, bo w czasach przed TZ’em moje talenty kulinarne drzemały sobie w jakimś zakamarku mej osobowości. No, więc wyleguję się w łóżku, czytam książkę, kotki kicają po pościeli, poza Ołówkiem, który przepadł bez wieści w innej części mieszkania. I nagle do sypialni wkracza nasz bohater – zadowolony, wesolutki, pewnym krokiem zmierza w kierunku łóżka stanowiącego w tym momencie centrum życia kulturalnego i towarzyskiego. Ale coś mi tak dziwnie wygląda, więc przyglądam się uważniej i oto, co widzę: z jednej strony ołówkowego pyszczka sterczą przepiękne, długaśne, białe wąsy, a z drugiej… z drugiej rozcapierza się jakieś makabryczne afro! Ołówek drepcze śmiało przed siebie nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z tego, że utracił pięćdziesiąt procent klasycznej ozdoby swojego pyszczka na rzecz zdecydowanie plebejskich sprężyn, od których w dodatku zalatuje spalenizną. Już wtedy zaczęłam leciutko chichotać, ale niezrażony szkrab usiadł sobie tuż przy łóżku (sypiałam na ogromnym materacu ze stelażem z Ikei, który stał bezpośrednio na podłodze, zatem Ołówka z jego nieszczęsnym ufryzowaniem miałam niemal na poziomie oczu) i zaczął mi się przypatrywać. Próbowałam przekazać mu jakoś delikatnie szokową wiadomość, ale jedyną reakcją ze strony Ołówka było przystąpienie do skrupulatnej toalety. Kiedy uznał ablucje za zakończone, zasiadł znowu naprzeciwko mnie ze skupioną minką i… wystającym z pyszczka języczkiem (czasami zdarza się, że kotu zepsuje się wciągarka języka i siedzi potem taka melepeta z ozorem zwisającym z paszczy). No, tu już nie wytrzymałam – w końcu to nie ja łażąc po brzegu kuchenki gazowej zrobiłam z siebie straszydło i to nie ja wywalam ozór z miną mądrości dumającej nad głupotą świata, więc miałam prawo wybuchnąć gromkim śmiechem. Ołówek siedział i siedział, przyglądał mi się z coraz większym zainteresowaniem, a ja pomiedzy kolejnymi atakami niepohamowanego śmiechu byłam w stanie wychrypieć tylko: „Ołóweczku, coś ty z siebie zrobił?!”. Ale Ołóweczek bardzo długo nie był w stanie pojąć, że to z niego się śmieją i gapił się tak na mnie w niepomiernym zdumieniu z tym dyndającym u mordki ozorkiem i jednostronną trwałą ondulacją. Wreszcie zaczął czuć się nieswojo, porozglądał się naokoło i chyba dotarło do niego, że jedyną osobą, z której mogę się tak straszliwie natrząsać jest on sam. W zdenerwowaniu ziewnął, co umożliwiło mu wessanie języka na właściwe miejsce i dołączył do rodzeństwa zajętego swoimi zabawami.

Pod koniec września po Ołówka przyjechała Majka. Ubrałam małego w czerwone szelki i wodzik - tak na wszelki wypadek, gdyby Młoda chciała się wycofać rakiem z transakcji - posadziłam go na przednim siedzeniu i pojechaliśmy po nią na dworzec. Wąsy już mu się rozprostowały i odrosły, a czerwony kolor uprzęży dobrze prezentował się na tle grafitowego futerka, więc wyglądał zabójczo i zrobił na Majce piorunujące wrażenie, pomimo tego, że nie był już kruszynką, tylko poważnym, dwumiesięcznym kocurkiem. I znowu, jak przy Belusi, dopadły mnie skrupuły i odezwało się jak zawsze nie w porę moje brudne sumienie. Jeszcze u mnie byli, a ja już zaczęłam tęsknić za moim Szaraczkiem, choć przecież do dyspozycji miałam pozostałą trójkę w komplecie. Kiedy nadszedł dzień ich wyjazdu, raz jeszcze przekazałam Majce wszystkie rady doświadczonej kociej mamy i pojechaliśmy na dworzec. Patrzyłam na Ołówka w ramionach mojej siostry i beczeć mi się chciało, ale że to w końcu moja osobista siostra, więc ostatkiem sił się powstrzymałam i tylko prosiłam ją, żeby nie krzyczała na Ołówka, jeśli w nocy będzie miauczał, bo przecież będzie mu tak strasznie smutno i trudno bez mamy, braciszka i siostrzyczek. Wsiedli, usiedli, drzwi się zamknęły, konduktor zagwizdał, pociąg odjechał. Z pociągu Majka raportowała mi, że Ołówek ułożył się na jej kolanach i zaczął mruczeć. No, złożyłam to na karb stresu i szoku wywołanego podróżą. Późną nocą telekonferencja przy użyciu już nie komórek, a telefonii stacjonarnej Komorów – Bytom. I oto, czego się dowiaduję: z dworca odebrali ich rodzice i podróż samochodem przebiegła bez jakichkolwiek sensacji, a w domu… Otóż Ołówek po przybyciu do domu zaczął się przechadzać po pokojach mrucząc z zadowoleniem, jak traktor . A mnie, głupiej, serce pękało, kiedy tak stałam sama na peronie i patrzyłam na oddalające się światła pociągu… Ech, życie, życie!
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

I..w takim momencie przerywasz?A może to koniec,nie daj Boże?A jak tata przyjął kotka i jak go przekonała siostra?No,piiiisz!
Zobacz profil autora
apla
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005
Posty: 895
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Świebodzice

żądam teraz i natychmiast JESZCZE
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Czytelnicy błagają o dalszy ciąg
Zobacz profil autora
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

ja też, ja też ładnie proszę o cd........
Zobacz profil autora
geba
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

JNK koniecznie musisz to wydrukowac i zaniesc jakiemus wydawcy bede jedna z 1 osob ktore jak ksiazka ukaze sie drukiem o autograf bede sie starac
Zobacz profil autora
Aska
Zwierzozwierz
Zwierzozwierz

Dołączył: 08 Paź 2005
Posty: 1085
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Puk, puk... Od miesiąca nic , a Twoje opowieści Joasiu są porywające
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Na razie o Kapucynie mogę napisać jedynie, że albo jest chora (ale nic wetowi nie przychodzi do głowy, bo temperatura normalna, brzuch miękki, pasta na rozpuszczenie ewentualnej kulki z sierści w jelitach zaaplikowana) albo protestuje przeciwko temu, że znikam w pracy na całe dnie. Protest / choroba polega na tym, że od miesiąca co jakiś czas sika a to na posłanie Dżeksona, a to na fotel w pokoju Dżeksona, dzisiaj na nasze łóżko, a od czterech dni nie je i wymiotuje. Poza tym zachowuje się normalnie - śpi, gapi się przez okno, wyleguje na kaloryferze, a głaskana mruczy, jak oszalała.

Też jestem jak oszalała, bynajmniej nie z zadowolenia i beztroski.
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

To pisz Joasiu - co u "potworka"... Bo co to za Kapucyna, która nie dręczy Dżeksona?
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Ja już się nawet zaczęłam obawiać, czy pod naszą nieobecność to Dżekson nie dręczy Kapucyny, ale z kolei za naszej obecności w domu próbuje ją usilnie wciągnąć do wspólnej zabawy i nie sądzę, żeby jego stosunek do kota ulegał zmianie o 180 stopni.
Kapucyna zaczęła jeść. Chyba jednak miała tą kulkę z sierści gdzieś w trzewiach i wszystkim, co zjadła, wymiotowała, a później tak sobie wykombinowała, że jak nie będzie jadła, to nie będzie wymiotowała. No i przestała jeść. Ale jak ją wczoraj rano nakarmiłam na siłę 36-procentową śmietaną (tylko taka nie skapuje z palca) i jej nie wypawiowała, to po południu postanowiła zaryzykować i zjeść kilka kawałeczków wołowej polędwicy (my z TZ'em od dwu lat czegoś takiego nie widzieliśmy na oczy , nie mówiąc o konsumpcji). A dzisiejszej porannej porcji nie zjadła w całości i do wieczora się ta polędwica zestarzała, więc zżarł ją pies. Kurde mol! Chyba mi rozum odjęło, żeby karmić zwierzaki mięsem po 60 zł za kilogram!
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Jesteś całkiem normalna, zapewniam. Jak moja sunia po pierwszej chorobie zasuwała dietetyczną karmę Boscha to myśmy jedli w tym czasie kaszankę, bo jej stawka żywieniowa była znacznie większa niż nasza.
Także normalka - czego człowiek nie robi, żeby choremu zwierzakowi apetycik wrócił
Zobacz profil autora
geba
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

Ink w kraku takowa poledwica kosztuje cos kolo 45 wiec jak co zapraszam na zakupy
Zobacz profil autora
kaerjot
Zwierzolub
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kolbudy k/Gdańska

No i ....................................................... gdzie jest ciąg dalszy??
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Joasia! Bo w dzióba przyrobisz!
Najpierw piszesz, że z Kapucyną dzieje się nie-wia-do-mo-co, a potem milkniesz na 4 (słownie CZTERY!) miesiące

Oj.... bo wyciągnę konsekwencje (jak sobie przypomnę gdzie leżą )
Zobacz profil autora
Kapucyna - siedem żyć kotki
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 2 z 7  

  
  
 Odpowiedz do tematu