 |
 | Kastracja - czy to takie złe? |  |
MałGośka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005 |
Posty: 4611 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wieluń-łódzkie |
|
 |
Wysłany: Sob 17:10, 11 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Dla wielu ludzi kastracja to nadal "straszne" słowo Często spotykam się z zarzutem, że to wymysł człowieka, który zwierzakowi przynosi tylko ból i cierpienie...
Owszem - kastracja to nie lek na wszystko. To czy zabieg należy przeprowadzić powinno ustalić się z weterynarzem, zastanowić się czy w przypadku tego konkretnego zwierzaka nie ma jakiś przeciwskazań...
Moje zwierzęta są wykastrowane - zadecydował za mnie los.
Supełek był wnętrem: nie zeszły mu jądra do worka mosznowego, szybki zabieg pokazał, że zrobiliśmy to w dobrym momencie, jądra zaczynały się nowotworzyć
Kacper, teraz 14-letnia, w wieku 10 lat była zoperowana ze względu na cysty na jajniku... Ile nerwów straciliśmy czekając na zakończenie zabiegu, ile było strachu, czy w jej wieku nie będzie jakiś powikłań...
Diana, już nieżyjąca, ledwie przeżyła ropomacicze...
Gdybym mogła cofnąć czas - obie sunie wysterylizowałabym gdy były zdrowe i młode. Kacper żyje nadal, jest wesoła i szczęśliwa, ale Dianka miała ciągle nowe guzy - i wczesna kastracja mogła zapobiec temu, że ją straciliśmy
Dziękuję intuicji moich wetów za to, że namówili mnie na zabieg u Supła tak wcześnie - a też te 8 lat temu - wydawało mi się, że to niepotrzebny zabieg
Pies to nie człowiek - nie potrzebuje posiadać potomstwa, nie myśli ludzkimi kategoriami. Do rozmnażania "goni" go popęd, zwykłe prawa natury.
Często ludzie piszą do mnie maile z pytaniami jak mają "ulżyć" swojemu cierpiącemu psu. Miałam nawet prośby o "wypożyczenie" wysterylizowanej suni ze schroniska dla tak właśnie "cierpiącego" psiaka
Niektórzy nie wiedzą, nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć - że pies, który nauczy się kryć sukę, będzie potem ze zdwojoną siłą do tego dążył...
Jeśli widzimy, że pies cierpi - to kastracja naprawdę jest jedynym lekarstwem.
Brak "jajek" w niczym psu nie przeszkadza, w niczym nie robi się gorszy...
Ludzie boją się, że po zabiegu psisko im osowieje, zrobi się grube i nieruchliwe... Wszystkich zamartwiających się o to zapraszam gorąco do siebie: Kacper ożyła niesamowicie, dokładnie od momentu zabiegu, zachowuje się od 4 już lat jak szczeniak a Supeł - to jedno ze szczuplejszych i bardziej ruchliwych zwierząt jakie znam
Owszem - po zabiegu przemiana materii ulega zwolnieniu, należy to uwzględnić w diecie, są nawet specjalne, mniej kaloryczne karmy.
Jeśli jednak stawiamy przed psem wielką michę kaszy, a nie zapewnimy mu odpowiedniego ruchu (sam się "nie wybiega") - to nie dziwmy się, że przybędzie mu kilogramów.
Pies po kastracji nie ma potrzeby uganiania się za "płcią przeciwną", dlatego ten nadpobudliwy potrafi się uspokoić, a agresja spowodowana hormonami zniknie.
Tak jak wspomniałam - kastracja nie jest lekiem na wszystko, złego wychowania na przykład nie zmieni ale dzięki niej można zapobiec wystąpieniu nowotworów, które pojawiają się na skutek burzy hormonalnej (guzy sutków, jajników, prostaty), czy ropomacicze...
Kto stracił przez to ukochanego psa, wie że warto psa poddać zabiegowi, by poprawić komfort jego życia i przedłużyć długość czasu z jego obecnością...
Wszystko to w bardzo fajny sposób opisała Olga w artykule, który umieścililiśmy na stronce schroniska [link widoczny dla zalogowanych]. Długi, ale napisany w bardzo przystępny sposób, można dowiedzieć się z niego wielu ciekawych rzeczy, poznać mity na ten temat.
Zbliża się kolejny, już 7-my [link widoczny dla zalogowanych] - 25 marzec 2006. W ramach tej akcji można przeprowadzić ten zabieg taniej - mam nadzieję, że i wieluńskie gabinety się do tego dołączą.
Bo.... jest jeszcze jedna "strona" tego problemu. Dla mnie najczarniejsza - i dokładnie ją poznałam od kiedy zajęłam się schroniskiem. Przerażająca i smutna.
To psia bezdomność...
Kto z Was widział całe watahy psów biegnące środkiem ulicy za sunią z cieczką? Ile psów straciło życie tylko dlatego, że nie miały wpływu na swój instynkt? Ile osobom uciekł ukochany pupil, bo wyczuł suczkę?
A zastanawialiście się gdzie rodzą bezdomne sunie, co się dzieje ze szczeniaczkami, które przychodzą na świat w jakiejś norze, zimą?
Powinni o tym pamiętać wszyscy właściciele psów, którzy nie przywiązują uwagi do tego kiedy ich podopieczny opuszcza posesję...
Wg nich nie ma problemu - pies przecież wraca, to samiec, więc szczeniaków nie przyniesie. Ale ile codziennie może pokryć suk? Ile niechcianych szczeniąt może przyjść w wyniku takiego postępowania na świat?
No i co ze szczeniakami z "wpadek"?
Sunie przecież też bywają niepilnowane. Jeśli ktoś jest w stanie szczeniakom znaleźć dobre domki - to wspaniale. Ale takie zdarzenie powinno uzmysłowić, że nie jesteśmy w stanie upilnować psinki i taka "wpadka" jednorazowa być nie musi - zwłaszcza, że do suni na podwórku może zawsze dostać się pies z zewnątrz.
Psy, które wydamy do tych dobrych domów, też mogą się dalej rozmnożyć - na ich los już przecież wpływu nie mamy
I w końcu - mimo, że nasz psiak jest kochany i przez nas hołubiony - jego dziecko czy wnuk może być bite, krzywdzone, porzucone, zabite nawet....
Może poniższy schemacik pomoże nam uświadomić jak szybko jesteśmy w stanie zapełnić świat szczeniakami z jednego tylko psa... Bo pamiętajmy, że sunia ma cieczkę co pół roku, ale pies może w ciągu jednego dnia pokryć kilka suń...
1 sunia
4 sunie   
16 suń            
64 sunie                                                
Czyli z naszej ukochanej sunieczki po krótkim czasie mogą na świecie pojawić się łącznie 84 kolejne sunie, które co pół roku mogą mieć szczenięta... Uwzględniłam tu tylko sunie, ale jak już wspomniałam, wyobraźmy sobie ile suk w ciągu roku może pokryć jeden tylko piesek
I jak nie tracić nadziei, jak znajdować kolejne domy dla niechcianych, już żyjących od lat psiaków?
|
|
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Nie 15:32, 12 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Obiema rękami i czterema łapami Dżeksona podpisuję się pod kastracją samców (sterylizacja suk to dla mnie oczywistość tak oczywista, że nie ma o czym gadać)!
Ponieważ wzięłam psa dorosłego i po mniej więcej dwumiesięcznym pobycie u nas wysterylizowałam go, mogę z własnego doświadczenia powiedzieć, że nie następuje ŻADNA zmiana w zachowaniu psa względem ludzi. Broni mieszkania tak samo zaciekle i szczeka równie nieustępliwie, jak przed zabiegiem. Natomiast jeśli chodzi o inne samce - chętnie podbiega, żeby sprawdzić, czy to nie jest kumpel do zabawy. Jeśli okazuje się, że niekoniecznie - odchodzi. Z kolei obcy psi panowie nie traktują go z reguły, jak rywala, więc też nie rzucają się na niego z zębami i pazurami. Czasami nawet... zakochują się w Dżeksonie od pierwszego wejrzenia . Tym akurat mój pies zachwycony nie jest i ostrzegawczo powarkując stara się zabrać tyłek spod adoratora. Właściciele amantów są zazwyczaj baaaaaaaaardzo zakłopotani. Ogólnie - kupa śmiechu .
Z suczkami też nie ma problemu, bo suczki - jak zauważyłam - raczej lubią facetów, którzy interesują się ich bogatym życiem wewnętrznym, a nie tylko ich pupami. Zatem z młodszymi pannami Dżekson szaleje w parku, a stare zgredzice nie czując w nim stuprocentowego samca, nie reagują aż tak histerycznie i agresywnie.
No i mam czyste sumienie, że nie przyczyniam się do zupełnie niepożądanego rozmnażania psów bezpańskich czy niedopilnowanych przez bezmyślnych właścicieli. Mojego poprzedniego psa nie wykastrowałam (ale kto wtedy o tym myślał i głośno mówił?!) i mam do siebie o tą piramidalną głupotę i lekkomyślność nieustający żal. Uważam, że był to jeden z większych błędów, jakie w życiu popełniłam.
|
|
 |
 | |  |
Mokka
Zwierzolub

Dołączył: 29 Cze 2005 |
Posty: 266 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Pon 10:00, 13 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Podpisuję się pod petycją o kastrowanie wszystkiego, co się rusza i co hodowlane nie będzie, a także wykastrowałabym mniej więcej połowę populacji psów hodowlanych w naszym kraju. I nie mam tu na myśli pseudohodowli, a rodowodowe pieski, którym oceny hodowlane zawsze można wyjeździć, a rozmnażane są pomimo oczywistych felerów.
Jak wiadomo, oba moje burki są wycięte, rozumu im od tego raczej nie przybyło (wiem, wiem, psa trzeba wychować, a nie od razu kastrować ), ale mam świadków, że:
- nie roztyły się, bo tak między nami, to tyje się od jedzenia, a nie od kastracji
- energii i wigoru im nie brakuje, choć młodziankami już nie są
- chłopaki na podwórku naprawdę się nie nabijają, no niechby który spróbował nabijać się z Leona .
W nosie mam gadki, że to ingerowanie w naturę i takie tam różne. Nasze psy od dawna są już o lata świetlne od natury, a my jesteśmy odpowiedzialni za to, co z nimi zrobiliśy. Jeśli więc nie potrafimy innymi sposobami powstrzymać ich naturalnych zapędów do prokreacji, to tnijmy.
Do tego dochodzą względy zdrowotne. I znów w głębokim poważaniu mam gadki, że ktoś miał psa/sukę, który/a w dobrym zdrowiu dotrwał/a sędziwego wieku lat ...-nastu i żadne choroby się nie imały, pomimo, że wycięty/a nie był/a.
Żyjemy w wieku XXI, mamy do dyspozycji wyniki analiz i badań przeprowadzonych na tysiącach czworonogów i wyniki są jasne i jednoznaczne.
JESTEM ZA i moje psy również (a jeśli coś Wam się o uszy obije, że one nie są tak bardzo za, to proszę mi to zgłosić - pogadamy o tym w domu ).
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Ania-Sonia
Dołączył: 27 Sty 2006 |
Posty: 49 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Wto 22:05, 14 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Moja poprzednia sunia (za TM ) nie była wysterylizowana i teraz tego żałuję - nie dosyć, że wariatuńcio-doberman to był, to jeszcze od pewnego momentu - doszły ciąże urojone i jeszcze większe humory
Do sterylizacji Soni przekonał mnie weterynarz, który na wszelkie moje lęki - że będzie gruba, nieruchawa, apatyczna, powiedział, że w jej organizmie po prostu będzie "cisza hormonalna". Sońcia po kastracji czuje się świetnie, stała się bardziej energiczna i odważna. A, że jej się przytyło, to ja już wiem, że to raczej nie od sterylki
Co do kastracji samców, to nie mam doświadczenia, ale zapamiętałam jakiś program w TV (chyba na Animal Planet), w którym mówili, ze teraz na świecie modne jest wszczepianie inplantów jąder wykastrowanym samcom To ponoć poprawia ich samopoczucie i wzmacnia pozycję w kontaktach z innymi psami.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Ania-Sonia
Dołączył: 27 Sty 2006 |
Posty: 49 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Śro 21:45, 15 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Z tymi implantami, to tak właśnie mi się wydawało, że to jakieś przegięcie . Sama, nigdy psa płci męskiej nie miałam (jakoś bardziej do suniek mnie ciągnie ) ale szczerze mnie to zdumiało!
Moja Sonia, choć jest już prawie 2 lata po sterylce, wzbudza zainteresowania samców w pewnych okresach (mniej więcej wtedy, kiedy miałaby kolejną cieczkę). Trochę mnie to martwi, bo chyba oznacza, że sterylka nie za dokładnie została zrobiona i został tak w środku jakiś odprysk jajnika (tak twierdzi wet). Mam nadzieję, że to nic poważnego.
|
|
 |
 | |  |
MałGośka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005 |
Posty: 4611 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wieluń-łódzkie |
|
 |
Wysłany: Śro 22:31, 15 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Ania-Sonia napisał: | Moja Sonia, choć jest już prawie 2 lata po sterylce, wzbudza zainteresowania samców w pewnych okresach (mniej więcej wtedy, kiedy miałaby kolejną cieczkę). Trochę mnie to martwi, bo chyba oznacza, że sterylka nie za dokładnie została zrobiona i został tak w środku jakiś odprysk jajnika (tak twierdzi wet). |
No - też dowiedziałam się o takiej możliwości dzięki naszej Miruni
Była wykastrowana w wieku ok. 2 lat, do nas dotarła jako prawie 6-latek. No i gdy zaczęła krwawić, i to potężnie - wpadliśmy z Blinkiem w panikę (no dobra - moja panika była znacznie większa )
Zaczęliśmy wątpić czy NA PEWNO została wysterylizowana...
Pojechaliśmy więc z rudą na dokładne badania na Akademię Rolniczą we Wrocławiu. Miała wykonane usg, wymazy. Wszystko było oki
Wtedy właśnie dowiedziałam się, że wystarczy minimalny odprysk jajnika by pojawiły się objawy cieczki, a czasami rolę jajników przejmują nadnercza.
Nie jest to jednak "normalna" cieczka - nieregularna, czasami tylko wzbudza psie zainteresowanie, czasami krwawi.
Jak to określiła pewna wetka - Mira może "uprawiać bezpieczny seks"...
|
|
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Śro 22:47, 15 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Ja! Ja! Ja! Weźcie mnie, to Wam opowiem, jak wyglądają implanty psich jąder! Nawet taki implant miałam w dłoniach! Kiedy sterylizowałam Dżeksona, odbyliśmy z wetem i żoną weta nad nieprzytomnym ciałem mojego psa długą, przeplataną niezliczonymi psimi anegdotkami rozmowę na tematy seksualne. I wtedy właśnie dowiedziałam się o istnieniu implantów. Wybałuszyłam gały i postanowiłam nie wierzyć. Ale kiedy w mojej dłoni wylądowało to "cóś" - musiałam przestać powątpiewać. Zarówno wet, jak i wetowa byli zgodni co do jednego - jakości życia psa to nie poprawia, natomiast jakość samopoczucia właściciela - bardzo skutecznie! Faktem jest, że na psich pokazach wymagane są obydwa jądra i implanty stosuje się także dlatego. Wiadomo, że samiec jednojajeczny może być znakomitym reproduktorem, ale zasady wydumane przez ZK mówią wyraźnie o dwu jajkach i dwa jajka być muszą! Sztuczne, nie sztuczne - to bez znaczenia, bo tu liczy się ilość, a nie jakość.
Cena? Z tego, co pamiętam, to jakieś dziewięć stówek za sztukę.
O tym, że rolę jajników przejmuja nadnercza moja rodzina wie aż nazbyt dobrze. Papuga - matka Kapucyny została wysterylizowana, następnie wylądowała u moich rodziców i ogródek starych zaczęły nawiedzać tłumy adoratorów. Ponieważ Papuga wolała przebywać na powietrzu, z dala od ludzi, więc z reguły siadywała na jakimś podwyższeniu, a rój miłośnie w nią wpatrzonych amantów poniżej .
|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 3
|
|
|
|  |