Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Anno-przebieranie w psach ( jak to nazawałaś) miało swój cel.
Lepsze to niż później rozczarowanie .
Jeden z psiaków już 15-go będzie w-wiakiem,drugi w następnym tygodniu.
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Mnie męczyło nawet moje własne przebieranie jak wybieraliśmy Gabka A tu wiesz jak się wie, że jakiś pies ma szansę, to człowieka nerwy zżerają czy się uda no i się udało - choć odetchnę jak będą w swoich domach
Zobacz profil autora
MadziA
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń

również cieszę się, że kolejne wieluniaki znajdą domek
Bo aż serce ściska, jak patrzy się na nie. Te na placu mają dobrze-zawsze ktoś jest, ludzie przychodzący oglądać psy wygłaszczą, a w kojcu... skazane na siebie
Zobacz profil autora
Justyna
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 06 Sty 2007
Posty: 670
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

Szantina! Trzymam kciuki za szczęśliwy finał warszawskich adopcji!
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Szantina napisał:
Jeden z psiaków już 15-go będzie w-wiakiem,drugi w następnym tygodniu.

Drugi wcale do kolejnego tygodnia nie musiał czekać Dziewczyny - Chip ze swym Witkiem i Szantinka z Markiem tak sprytnie wszystko zorganizowały, że dziś był TEN wielki dzień dla.... Katii i jej synka Obie były ze swymi psiakami na wystawie w Częstochowie. Katię Chip odebrała wracając, a malucha p. Krysia z mężem i swoimi psiskami rozszczekanymi oraz naszą wolontariuszką Klaudią dowiozła do Cz-wy w objęcia Szantiny

Spotkanie w Cz-wie było też dograne doskonale - bo p. Krysia miała okazję przytulić Milusię Małgosi, która razem z Anną wspierała wystawowe zmagania zwierzomaniaczek Byli też panowie Edytki - Jedi z Włodkiem


To nie koniec atrakcji!
Chipek przywiózł nam dary

Skoro świt natomiast w progach schroniska zameldowała się wiata z monolith'em - przyjechali przytulić swe wirtualne dziecko - Tinusię, też przywieźli różniaste niespodzianki. No i przede wszystkim siedzieli dłuuuugo i miziali co im pod dłonie podlazło

Niesamowity dzień, prawda?
Zobacz profil autora
Amie
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Anna napisał:
Mnie męczyło nawet moje własne przebieranie jak wybieraliśmy Gabka

Oj i ja się dopisuję...


MałGośka napisał:
Niesamowity dzień, prawda?

Wow, naprawdę dużo się działo Ale że Chip nic mi nie pisnęła nawet
Zobacz profil autora
wiata
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

Przeczytałam i poryczałam się ze szczęścia ze wzruszenia z radości i na samo wspomnienie (w schronisku byłam dzielna). Widziałam Katie w ostatnich chwilach jej pobytu w Wieluniu. Boże ależ ona piękna (jak wszystkie tamtejsze ogony), ależ Ci ludzie mają szczęście, ależ szczęście ma sunia i jej dzieciątko. Ja chcę do Wielunia
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

wiata napisał:
Ja chcę do Wielunia

Ależ nikt nie ma nic przeciwko! Chodź! Potrzeba nam jak tlenu osób, które pospacerują z psami, poświęcą im czas, wyczeszą, nauczą czegoś... Bogusia - marsz do Wielunia, ale już!
Zobacz profil autora
wiata
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

Obiecuję, że ta wizyta nie była ostatnia .
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

To może następnym razem umówimy się jakoś i zrobimy najazd na Wieluń? Ja sie wybieram w maju...
Zobacz profil autora
MadziA
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń

Edyta, w kiedy dokladnie w maju planujesz?
Zobacz profil autora
geba
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

Edyska moze jakos ujmiesz mnei w planach dozuce sie do paliwka a i pewnie jakies worecki ze soba zabiore
Zobacz profil autora
wiata
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

Edytko kochana weź mnie pod uwagę. Do Sosnowca z Rybnika rzut beretem. Może byśmy się wspólnie wybrały.
Zobacz profil autora
wiata
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

Obiecałam, że napisze o naszej wyprawie do Wielunia i obietnicy dotrzymuję.

Pomysł wyjazdu do Wielunia tlił się w mojej głowie a zwłaszcza sercu od momentu kiedy MałGosia i pani Krysia w swojej wspaniałości postanowiły oddać nam Tinę pod wirtualną opiekę. Ideę wyjazdu do Wielunia zwerbalizowałam jednak dopiero trzy tygodnie temu. Pierwszym krokiem była rozmowa z monolithem, kolejnym konsultacja z MałGośką i w efekcie telefon do pani Krysi. Pani Krysia w sposób bardzo ciepły zaprosiła mnie do Wielunia i wykazała niebywałą wręcz gotowość dostosowania sie do czasu jakim dysponujemy, a że jest go niewiele, było to niezwykle cenne. Wstępnie umówiłyśmy się na najbliższą niedzielę - 15 kwietnia, a ja obiecałam, że potwierdzę jeszcze ten termin. Rozpoczęłam krótkie, bo zaledwie kilkudniowe, ale intensywne przygotowania. Najpierw rozmowa z TZ-tem, potem błyskawiczna zbiórka skromnego podarunku a następnie negocjajcje z Radą Starszych w sprawie wypożyczenia samochodu i jednodniowej opieki nad naszymi ogonami. Różnie to było, ale wszystko się udało. Pewność co do wyjazdu zyskałam w sobotę po południu o czym natychmiast powiadomiłam panią Krysię.

Z emocji spać położyłam się dopiero przed godziną 2, a wstawaliśmy już o 4. No może o 4:30, bo budzik był kilkakrotnie uciszany, choć nie tak dużą ilość razy jak zazwyczaj. W końcu motywacja do wywleczenia się z łóżka była tym razem o wiele mocniejsza niż wyjście do pracy. Kiedy udała już się nam ta trudna sztuka z wstawaniem, dalej poszło gładko. Wyzbieraliśmy się, zapakowaliśmy podarunki i ogony do samochodu i obraliśmy kierunek - dom moich rodziców. Tam zostawiliśmy ogony i zamieniliśmy naszego maluszka na samochód, którego wygląd nie mówił 'po drodze i tak się rozpadnę'. Jeszcze tylko małe tankowanie i o godzinie 6:00 jednego z najpiękniejszych poranków mojego zycia, wyruszyliśmy już prosto do Wielunia...

CDN
Zobacz profil autora
wiata
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

... Do Wielunia dotarliśmy o 8:30 rano. Chwilkę krążyliśmy wzdłuż ulicy Zielonej i wypatrywaliśmy budynku schroniska. Już, już miałam zagadnąć jakiegoś przechodnia, aż nagle zobaczyłam dwa piękne ogony śmigające po placu targowym. To była Lejdi i... hmm... uciekło mi imię ...i jej towarzyszka . Zaparkowaliśmy, więc samochód i ruszyliśmy w kierunku schroniska. Serducho waliło mi jak oszalałe, nogi chciały biec, a uśmiech gdyby nie uszy zatoczyłby koło wokół mojej głowy, aż mnie szczęka rozbolała z tego szczęścia a z udawania opanowanej nic nie wyszło. Po wejściu na plac targowy Lejdi i jej towarzyszka ostrożnie nas obwąchały i z bezpiecznej odległości towarzyszyły w dalszym odkrywaniu zagadki pod tytułem: jak się tam dostać . Okazało się, że to nie jest wcale takie trudne. Najpierw usłyszałam a potem wypatrzyłam przez mur panią Krysię krzątającą się na schroniskowym placu w otoczeniu rozszczekanego i szalejącego z radości stada ogonów, dalej poszło już z górki. Pani Krysia zaprosiła nas serdecznie do środka, więc szybciutko przebraliśmy się w aucie, naszykowaliśmy prezenty, aparat... i przyjechała wolontariuszka. Klaudia (jeśli dobrze pamiętam, ach ta moja skleroza) zniknęła szybciutko za murami, aby po chwili powrócić z dwoma czarno - białymi, maleńkim, czterotygodniowymi prześlicznymi klusiami . Dostałam te cuda na ręce i mogłam je tulić do woli. Sunie są piękne. Jedna jest nieco nieśmiała a druga cieszy się tak intensywnie, że spod mojej dłoni wystawał tylko cały czas merdający, maleńki ogonek. Klaudia obawiała się nawet, że taka intensywność merdania może spowodować, że ogonek się w końcu urwie, na szczęści tak się nie stało. Dodatkową korzyścią tulenia maluchów było tulenie Lejdi. Ta początkowo nieśmiała panienka wręcz próbowała się po nas wspinać, byleby tylko zobaczyć cóż się tak wierci w naszych dłoniach. Staliśmy sobie tak w słońcu przed schroniskiem, a mi po głowie chodziły różne myśli. W jednej chwili przepełniała mnie radość z powodu możliwośći wymiziania maluchów, a z drugiej strony ogarniała mnie złość na to, że los zgotował im taki smutny początek życia. Cała nadzieja w tym, że maluszki szybko znajdą własne domki.

Przed schroniskiem nie staliśmy długo, bo przecież czekało tam na nas całe mnóstwo słodziaków do wygłaskania. Ponadto już wcześniej wypatrzyłam przez ogrodzenie Tinę biegającą wesoło pomiędzy resztą stada i chciałam iść do niej jak najszybciej. Tina przeszła wszelkie moje oczekiwania, nastawiałam się, że zobaczę biedną psinę specjalnej troski, a zobaczyłam piękną, pełną energii psią pannę. Zdziwiły mnie także jej gabaryty. Nie należy do maluchów, ale jest zdecydowanie mniejsza niż się spodziewałam, taki średni ONek. Gdy tylko ją zawołaliśmy przybiegła wesoło i dała sie wygłaskać. Niewielka niepełnosprawność absolutnie nie przeszkadzała jej biegać, upominać się o głaskanie, smakołyki i zaglądać monolithowi do torby z aparatu, w której schowały się psie ciasteczka. Torba wisiała na takiej wysokości, że aby do niej sięgnąć musiała stanąć na tylnych łapkach. Moje serce całkowicie się roztopiło, gdy w pewnym momencie Tinka podbiegła do monolitha, objęła jego jedną nogę przednimi łapkami, usiadła i przytuliła swoją główkę do kolana. Na chwilę moje oczy zrobiły sie wilgotne, ale zaraz potem przypomniałam sobie słowa pewnej mądrej MałGośki, które szły mniej więcej tak: nie rycz, ciesz się, one są szczęśliwe. Pomogło, ja w końcu też byłam szczęśliwa. Nie mogło być przecież inaczej. W końcu taka ilość ogonów do głaskania na raz to marzenia każdego psiego maniaka. Głaskałam, więc co sił w rękach wszystko co się dało pogłaskać.

Z wieluńskimi ogonami spędziliśmy dwie godzinki i gdyby nie to, że my obiecaliśmy odebrać Tota i Łuskę w okolicach godziny 14:00, a pani Krysia miała jeszcze jedną bardzo, ale to bardzo ważną sprawę do załatwienia jaką było wyadoptowanie Kiary i Bazylego, pewnie tkwilibyśmy tam do dzisiaj i byłoby to najpiękniejsze tkwienie z tkwień.

W ciągu tych kilku dni od powrotu przeglądam zdjęcia i wspominam. Teraz zdjęcia są już gotowe do wstawienia a ja jestem gotowa do podzielenia się z wami moimi wspomnieniami:

Co tam masz Pamiętacie jamniczo - charcią panienkę Musię Niezwykle kontaktowa i energiczna psina, poprostu cudo.


A to Nuka. Nie pozwoliła się pogłaskać . Większość czasu spędziła w ukryciu. Gdy w końcu wyszła ułożyła się w słonku i z niezwykłą wręcz cierpliwością znosiła zaczepki Reksi. Nuka ożywiła się zdecydowanie na widok pani Krysi. Mała bardzo potrzebuje swojego człowieka, który otoczy ją miłością, spokojem, zrozumieniem i cierpliwością.


Ach jak pięknie było, gdy tak sobie siedziałam w towarzystwie wieluniaków .


Tak bawiły się wieluńskie siostrzyczki. Ta biało-brązowa malucha skradła serce mojego TZ-ta. Cudne, niezwykle delikatne, nieśmiałe i spragnione pieszczot psiątko.



Tak wygląda w zbliżeniu biało-czarna siostrzyczka.


Czyż Tinka nie jest cudowna Wystarczy raz zawołać, a ona już biegnie z uśmiechniętym pycholkiem.


Tinka i Kropka wypoczywają.


Dinka jest niezwykle mądrą i spokojną sunią.


Imię tej panienki mi umknęło, ale jest równie wspaniałą sunią jak Dinka. Nie narzuca się, więc zanim ją zauważyłam minęło trochę czasu.


Ta maleńka udaje, że jej nie ma, jest taka krucha i tak nieśmiała. Kiedy chciałam ją pogłaskać czmychnęła po cichutku i schowała się w jakimś kąciku. Myśląc o niej, myślę "maleńka Mysia". Mysia przypomina bardzo Małgosiną Mili. Może ona też będzie miała szczęście i pokocha ją ktoś o równie wielkim sercu. Póki co maleńka skradła kawałek mojego. MałGosiu, czyżby to była Grusia Nie, chyba nie.


Razem z Tinką i Myszką szczególnie wrył się w moje serce obraz Muszki. Ta piękna panienka ma dopiero 8 miesięcy a ja w pierwszej chwili myślałam, że to już bardzo dojrzała dama. Sądziłam tak ponieważ mała była niezwykle spokojna, wydawało mi się, że nawet zgaszona, zupełnie nie zachowywała się jak psie dziecko. Muszkę zauważyłam dopiero po jakimś czasie, a właściwie to ona zauważyła mnie. Kiedy siedziałam sobie tak na podwórku w otoczeniu wieluńskich ogonków Muszka podeszła cichutko i wręcz wczołgała się na moje chwilowo wolne kolana. Pod dotykiem dłoni zamarła i nie był to strach, w każdy razie nie przed dotykiem, raczej przed tym, że ta chwilą może się skończyć i niestety skończyła się. Wybacz Muszko, że nie mogłam Cię ze sobą zabrać .



Narazie tyle. Zrobiło mi się smutno. Idę pochlipać w kąciku.
Zobacz profil autora
Wieluniaki w schronisku-pytania, uwagi, pomysły i NEWSY! :)
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 4 z 16  

  
  
 Odpowiedz do tematu