Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Smutne wspomnienia..
supergoga


Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

Opowiem Ci teraz co przydarzyło mi się, gdy byłam jeszcze taką małą cioteczką, miałam 11 lat i z moimi ciotkami jechałam samochodem z ogródka. Przed nami jechał taki super wóz, wypas jak na tamte czasy a na tylnym siedzeniu z duma rozpierała się suka ON - to że suka, to wyszło później. W pewnym momencie samochód lekko zwolnił, otworzyły się dzrwi - na pobocze wypadła jakas kulka. Tyle tylko, że kulka wstała i próbowała dreptać za autem. Poprosiłam o zatrzymanie naszego auta - tamten oczywiście odjechał z piskiem opon - i zabrałam to coś - co było owocem mezaliansu wilczycy - mały, 2 m-czny szczeniak, z obróżką na szyi tak zaciśniętą, że nawet szpilki nie dało się wetknąć. Zabrałam to nieszczęście do domu mojej przyjaćiólki, gdzie jej mama podjęła próbe zdjęcia obroży - psiak z bólu gryzł, drapał i szalał. Mama koleżanki zauważyła, że tylko przy mnie się uspokaja i że tylko ja mogę to zrobić. Byłam nieduża i trochę się bałam zrobić mu krzywdę ale się udało. Pod spodem rana że szkoda gadać.
Zabrałam go potem do dziadków, bo mojej mamy zdanie na taki temat znałam - to moje najtragiczniejsze wspomnienie (nigdy jej tego nie zapomnę) - opiszę to później, bo zawsze wtedy ryczę. U dziadków psiak - nazwałam go Kaj - nie mógł zostać (dziadek po 3 zawałach, babcia chora, piętro III) - więc był u nich tylko 3 tygodnie (matka nie wpuściła go do domu - mieszkaliśmy na tym samym piętrze co dziadkowie, więc miałam blisko. Szukałam mu domu - i znalazłam. Piękny dom z ogrodem i psiarzy, którzy krótko wcześniej stracili swego starego już psa. Kaj miał u nich jak w raju i wyrósł na ślicznego, rudego kudlatka. Kochali go bardzo, i gdy odszedł po wielu latach na zielone łąki psiego raju - rozpacz była okrutna.
Tyle mojej historii, tą najgorszą zostawię na następny raz, jeśli chcesz ją usłyszeć. Czuję że muszą ją napisać.
PozdrawiamWszystkich
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

To smutne,ale chcemy usłyszeć tę historię.. Czemu i najbliżsi potrafia ranic?Bogu dziękuję,że w mojej rodzinie(oczywiście tej najbliższej)wszyscy bardzo kochaja psiaki i wogole zwierzaki..Nawet odejście chomika moja mama przypłaciła kilkudniowym załamaniem zdrowotnym...Jak to dobrze,że teraz możesz zrekompensować innym psiakom traumatyczne przezycia...Napisz dalsza historię..
Zobacz profil autora
Ania
Zwierzoamator
Zwierzoamator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów


Słyszałam nie dawno podobną historię. Sąsiada syn widział jak przy lesie samochód tylko zwolnił i ktoś wyrzucił z niego szczeniaka. Ten znajomy podszedł i okazało się że to śliczny szczeniak dalmatyńczyk i zabrał go do domu, jego żona całe szczęście się zgodziła i został z nimi. Ludzie czasami nie zgadzają się na psa z różnych względów może nawet uzasadnionych. Dobrze chociaż że od razu deklarują że nie chcą niż później mieliby psa oddawać bo się znudził albo za duży wyrósł.
W mim domu od dzieciństwa były jakieś zwierzaki. A co ja jeszcze dodatkowo do domu znosiłam to długo by wymieniać. Nie wszystko było akceptowalne przez rodziców, bo niektórych zwierząt nie trzyma się w domu, czego ja nie bardzo rozumiałam.
Zobacz profil autora
supergoga


Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

Obiecaam opisać najsmutniejsze wydarzenie mojego życia. Miałam wtedy9 lat - może 10 (jeszcze przed Kajem) i do teraz nie mogę tego zapomnieć.
Wybrałam się z koleżanką na spacer do wielkiego poznańskiego parku - muzeum - Cytadeli. Po dłuższym już łażegowaniu, w drodze do domu znalazłam w krzakach kupkę psiego nieszczęścia. Maleńką, około 2 m-czną łaciatą sunieczkę, głodna, zziębniętą i przerażoną. To było starsznie małe maleństwo. Nawet przez moment się nie zastanowiłam nad tym co robię - przecież nie mogła tam sama zostać.
Zabrałam ją na łapki i do domu. Pełna zapału zanioslam psinkę, którą po drodzę nazwałam Tima, do mieszkania. I tu się zaczęło. Matka wpadła w szał, zaczęły się awantury o to, że kundla w domu nie chce, że wstyd z nim wychodzić, że nasiusiał w domu - a co miał zrobić, przecież to dziecko - i ma się z nim wynosić i odnieść go tam, skąd go wzięłam. Nie zrobiłam z tego nic, walnęłam drzwiami i oczywiście poszłam z rykiem do Dziadków. Dziadkowie byli naprawdę przez duże D - jeśli czytaliście mój post o Kaju, trochę wyżej, to wiecie, jacy byli chorzy, a mimo to nie potrafili odmówić mu pomocy. Zresztą w młodości rodzice Babci mieli własną stadninę, wielkie gospodarstwo, Babcia jeźdxiła konno, studiowała ogrodnictwo - więc zwierzęta kochała. Tima została u nich. Dostałam pieniądze na szczepienie, które zaraz jak było można, wykonałam, kupiłam ovbróżke i smycz - no i miałam psa. Tima była niesamowitym psem. Zgadywała w mig o co chodzi, szybko się uczyła, ładnie rosła - zdrowa i szczęśliwa. Godziłam lekcje szkolne z obowiązkami, Babcia dzielnie sprzątała wyniki jej przemian fizjologicznych - do czasu gdy zrozumiała, gdzie jest na to miejsce. Była u nas 8 czy 9 m-cy. Cudo nie pies. Matka nie dała się przekonać. Raz wzięłam ją z Matką na spacer - patrzyła krytycznie na jej zakrzywione nóżki, śmieszny ogonek - to był śliczny kundelek - i trwała w swoim postanowieniu. Nawet więcej. Zrobiła to samo, co w przypadku Kaja - mimo iż psina przyzwyczaiła się do nas i była dłużej. Nie sprawiała żadnych kłopotów. Otrzymałam całkowity zakaz wychodzenia z domu - pretekst był jakiś naciągany - a Mama przeprowadziła rozmowę z Dziadkami, że pies musi odejść. Powiedziała, że ja nie będę przychodzić go wyprowadzać, bo jest zima, ciemno wcześniej, ja jestem za mała - mam szkołę a ona tego psa nie chce. Dziadek stał za mną murem, Babcia też - ale musiała w końcu ustąpić. Akurat pogorszyło się zdrowie Dziadka, wyymagał spokoju - a nie wojen domowych. Decyzja zapadła. W dziadków mieszkał sublokator ze wsi - któregoś dnia, gdy byłam w szkole, zabrał Time i zawiózł na wieś. Po kilku latach Babcia opowiedziała mi, płacząc jak bóbr, że dgy wkładał Time do teczki, patrzyła jej w oczy z paniką i Babcia przysięga, że płakała. Pierwszy raz widziała, jak płacze pies. Co miała zrobić. Gdy wróciłam ze szkoły - suni już nie było. Nawet się z nią nie pożegnałam. Na drugi dzień dostałam wysoką gorączke i byłam kilka dni b.chora - nie wiem, pewnie stres. Jak wyzdrowiała, poszłam do Dziadków i Zygmunt, ten sublokator, przekazał mi, że moja ukochana Tima nie żyje . Jak zajechał, pies pobiegł do furtki i całe dnie tam siedział, nie reagował na wołania, nie jadł i nie pił. Wykorzystał okazje, gdy ktoś nieuważnie wychodził, wyskoczył z obejścia - prosto pod samochód.
Gdyby nie niechęć mojej Matki, żyłaby długo i szczęśliwie, a tak - po co ratowałam z tych krzaków, żeby skończyła w strachu, bólu, beze mnie. Nigdy jej tego nie zapomniałam i nadal pamiętam, choć Matka jest już starą kobietą i nić nie mówię.
Po kilku latach Babcia za zgodą Mamy kupiła mi w prezencie rasowego pudla Tobiasza. Był wspaniałym psem, żył u mnie 18 lat - ale... Tima zasłużyła na dobre życie i mogła je mieć. CZemu ją znalazłam. Jak myślicie, po co, skoro musiała tak skończyć i odejść w wieku niespełna roku za Tęczowy Most. Czy jeśli ona tam na mnie czeka - przyjmie mnie kiedyś z sercem czy z wyrzutem. Ale co mogłam zrobić, byłam całkowicie zależna.
Może dlatego nie odmawiam pomocy gdy moja własna córka prosi, może dlatego działam w sycyńskim schronisku, żeby pomóc tym innym Timom - jej już nie pomogę.
Trochę duże tego napisałam - czułam że musiałam.
Jak mnie osądzicie! Czy bardzo zawiniłam. Czy Tima mi to wybaczyła?
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Wybaczyła..przecież to nie była Twoja wina..Ty zrobiłas co mogłas..gdybys nie zabrała jej wtedy z krzaków,pewnie wyrzuty sumienia byłyby jeszcze większe..Tima po prostu nie chciała dalej zyc bez Ciebie.Ona postanowiła,że będzie czekała tam,gdzie na pewno do niej zawitasz i na pewno już zawsze będziecie razem .Jest szczęsliwa,bo oczekiwanie za tęczowym Mostem tak naprawdę jest tylko chwilą..Tima cieszy się,że czeka w takim miejscu,które na pewno i Tobie się spodoba..Przywita Cię tak radośnie,że nigdy nie pożałujesz swojej decyzji..
Swoją drogą,przepraszam,ale dlaczego Twoja mama to kobieta o tak zimnym i nieczułym sercu?Nie potrafię tego zrozumieć...
Zobacz profil autora
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

supergoga - nikt cię tu osadzać nie będzie a Tima i tak cię pozna....tam...i znowu będzie myzianko.

byłaś wtedy dzieckiem i ....nic nie mogłaś zrobić przy takiej postawie Mamy.
Ja dopiero kiedy dorosłam zrozumiałam,dlaczego moi rodzice nie zgadzali się na pozostawienie psiaków,które ściągałam do domu.Wtedy byłam na nich śmiertelnie obrażona.Wychowałam psa sąsiadki( jej córka kupiła sobie szczeniaczka a po krótkim czasie ''zabaweczka''znudziła się) i rodzice widzieli,że dam sobie radę nawet ze sporym psiakiem.
A teraz ich rozumiem....ojciec po bardzo poważnym wypadku więcej przebywający w szpitalach niż w domu,a mama na 2 zmiany do pracy.Mną opiekowała się babcia( miała poważne problemy z poruszaniem sie)a miałam wtedy 8-10 lat.
Po ślubie nie mieliśmy psiaka,bo więcej nas w domu nie było niż byliśmy( praca) i nie chciałam zamykać ogonka na prawie cały dzień.
A teraz nasza córka ma to czego my z mężem nie mieliśmy w jej wieku - wierną,psią miłość( mocno odwzajemnianą przez nią)
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

O rany
A za co Cię osądzać. Za to , że zginąć nie pozwoliłaś, że serce oddałaś, że dom znalazłaś, że kochałaś i kochasz. Przecież nie można Cię osądzać za to że matka nie rozumiała ...
Nic, nic więcej nie mogłaś zrobić. Zrobiłaś i tak więcej niż niejeden człowiek.

A pies i za bramą psiego nieba pamięta kto go kochał.
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa


Podobno spośród zwierząt wyróżnia ludzi zdolność myślenia abstrakcyjnego. I co im po nim, jeśli czasami w miejscu ciepłego, współczującego serca mają tylko pompę ssąco-tłoczącą? Psy potrafią rozumieć i czuć znacznie więcej, niż ludzie, więc bądź pewna, że Tima na Ciebie czeka i już teraz merda ogonkiem na myśl o Waszym spotkaniu.

Szantina, znam tę teorię na pamięć - ja też całe dzieciństwo błagałam o psa i zawsze słyszałam: a kto się będzie nim zajmował? U nas akurat nie byłoby aż takiego problemu - ojciec pracował na zmiany, a matka uczyła w szkole (od 8 czy 9 do max 14, 15), ale i tak było to sakramentalne, cholerne: a kto się będzie nim zajmował? Zgoda, jeśli mamy wziąć psiaka z hodowli, to można założyć, że ma szansę trafić na lepsze warunki, niż te, jakie my mu oferujemy, ale kiedy znajduje się psa skazanego na śmierć w parku? Lepiej go tam zostawić, bo kto się będzie nim zajmował? No żesz k... m...! To nic innego tylko wygodnictwo, lenistwo i egoizm każą ludziom zasłaniać się tym znienawidzonym przeze mnie pseudoodpowiedzialnym "a kto się będzie psem zajmował?".

Przepraszam, Supergoga, ale nie lubię Twojej matki. Nie lubię takich ludzi i nie umiem i nie chcę takich rzeczy wybaczać!
Zobacz profil autora
apla
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005
Posty: 895
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Świebodzice

Supergoga, serdecznie Ci współczuję... doskonale Cię rozumiem, bo ja przeżyłam coś podobnego...
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

Wiecie jak to czytam,to tak sobie myslę,że rodziców mam jednak wspaniałych.Oczywiście różne tam człowiek miał do nich fochy i ale,zwłaszcza w młodym wieku,ale nigdy,przenigdy nie było takich sytuacji..Psy w nas zawsze były,tudzież inne zyjątka rodzaju wszelkiego,a hasła"kto się będzie zajmował' nigdy nie słyszałam.Zajmował się kazdy,kto akurat mógł i miał czas.Bo serce mieli wszyscy.Rodziców mam już starych,matkę schorowaną bardzo,niepełnosprawnego,smiertelnie chorego na serce brata,ale pomóc gotowi w każdej chwili.Mieszkają w sąsiednim mieście,w Katowicach,ale kiedy wyjedziemy na urlop,czy weekend,zabierając dwa ogony,to mój ojciec specjalnie przyjeżdża autobusem, prawie codziennie,aby Billa i Bartka wyprowadzić na dłuzszy spacer w ciągu dnia,tylko po to,żeby psiska miały frajdę.A przecież nie są same,bo jest gosposia .Syn jednak pracuje od rana do wieczora i spacery moze oferować im rano-krótki i wieczorkiem dłuższy.A mama dodatkowow gotuje im jakiś smaczny posiłek,żeby psiska nie zywiły sie tylko suchą karmą.Dlaczego ludzie nie moga byc tacy?
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Dobre pytanie retoryczne. Też nieustająco się zastanawiam, co sprawia, że jedni są tacy, jak rodzice Edyty, a inni - no, mówiąc oględnie - są inni. Bo to chyba jednak nie do końca kwestia wychowania, ponieważ wtedy Supergoga powinna być na wzór i podobieństwo swojej matki, a ja nie wzięłabym za skarby świata ani apeta, ani Dżekiego, bo kto się będzie nimi zajmował ?

Żeby nie oczerniać aż tak moich starych powiem, że mają teraz psa i kota - dzięki mnie, oczywiście - i nawet o dziwo ma się nimi kto zajmować.
Zobacz profil autora
supergoga


Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

Dzięki za Wasze słowa. Dobrze się wygadać. Moja matka mieszka osobno, ale gdy po śmierci Maxi 3 lata temu kupiliśmy obecną sunię, była afera o brak uzgodnienia, bo co będzie, jak będzie musiała zamieszkać z nami. A do tego uwagi: Na psa masz czas a do matki nie masz czasu przyjeżdżać. Nie mogę i nie chcę tego komentować. Matke ma sie jedna. Pies jest i bedzie!
Zobacz profil autora
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Supergoga - głowa do góry...

Podejścia Matki nie zmienisz....Tak jak ja nie zmienię nastawienia teściów do moich psów(pies=buda a nie mieszkanie i na cholerę mi 2szt) .
Zapewne jeszcze parę osób by się znalazło z takimi doświadczeniami.
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

I dlatego, że tylu ludzi uważa nas za nie całkiem normalnych (mój sąsiad dzisiaj ze strachem w oczach na widok Gabi pytał"a co to - trzeci pies?") jest mi tak dobrze w towarzystwie miłośników psów wieluńskich
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Supergoga - a ja mam nawet pewną "teorię" na temat tego, czemu takie rzeczy nas spotykają... Jesli nie przeżyłabyś tych zdarzeń - byłabyś innym człowiekiem... Może też wrażliwym, ale czy tak angażującym się w pomoc innym? Jak wychowywałą swoją córę - tak samo jak teraz? Może po prostu Tima pomogła Ci w wybraniu drogi na całe życie?


A czytając Wasze opowiadania o rodzicach uzmysłowiłam sobie, że nigdy nie przyciągałam zwierzaków do domu Raz jedyny wzięłam jako małe dziecię kiciusia z piwnicy - ale mama wytłumaczyła mi bezsens takiego postępowania, brak możliwości zajęcia się nim. I zrobiła to na tyle prawidłowo - że nie mam do niej żadnych pretensji o takie postępowanie. Inna sprawa, że od zawsze miałam psy, a od 12-go roku życia cały zwierzyniec (ptaki, gryzonie) - jednak zawsze po przeanalizowaniu decyzji z mamą.

Dlatego uważam, że strasznie ważną rzeczą jest odpowiednia edukacja właśnie dzieciaków, inwestycja w nie - wiedzy, miłości i cierpliwości. Tłumaczenie wszystkiego. Potem taki maluch ma szansę wyrosnąć na osobę wrażliwą - nie musi kochać zwierząt i mieć je w domu, wystarczy, że będzie szanował ich prawo do godnego życia, i nie przechodził obojętnie, gdy ktoś te prawa będzie łamał...
Zobacz profil autora
Smutne wspomnienia..
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 2  

  
  
 Odpowiedz do tematu