Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Wojtek - polski miś waleczny
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Wczoraj na onecie trafiłam na tekst zatytułowany [link widoczny dla zalogowanych].
Zaintrygowana tematem - bo nigdy o Wojtku nie słyszałam - znalazłam ciekawy artykuł w [link widoczny dla zalogowanych]:

Grażyna Kuźnik; 8 czerwca 2007 napisał:

Szeregowy Wojtek Miś



Kiedy Wojtek wychylał się z okna wojskowej ciężarówki, budził panikę. Gdy oparty o koło pił piwo, ludzie uciekali w popłochu. Podnosił się krzyk, gdy chwytał żołnierza, przyciągał go do piersi, a potem rzucał się z nim na ziemię.


Ale ze strachu wrzeszczeli tylko ci, którzy nie znali Wojtka – prawdziwego niedźwiedzia w służbie polskiego wojska, z własną książeczką wojskową i żołdem. Misia o złotym sercu.

Niedźwiedź Wojtek, żołnierz II Korpusu Polskiego, uczestnik bitwy pod Monte Cassino, istniał naprawdę. Z niepamięci wyciągnęła go Maryna Miklaszewska, córka Gwidona Miklaszewskiego i opisała w wydanej właśnie książce "Wojtek z armii Andersa".

- O zmobilizowanym niedźwiedziu dowiedziałam się przypadkiem, z cieniutkiej książeczki wydanej w Londynie. Napisał ją były żołnierz II Korpusu, Wiesław Lasocki. Historia była tak niezwykła, że postanowiłam odszukać jej autora i pójść jej śladem - opowiada Maryna Miklaszewska.

Bez matki, bez ojca

Niestety, Wiesław Lasocki już nie żył. Ale odnalazła jego syna, który wiedział, że ojciec służył w kampanii transportowej i zajmował się różnymi zwierzętami. Przygarniali je żołnierze, czasem ratując od głodowej śmierci. Były to psy, żółwie, wielki jaszczur i aż dwa niedźwiedzie, Wojtek i Michał.

- Wojtek był jednak wyjątkowy, bo bardzo łagodny. Tylko on przeszedł cały szlak bojowy z polskimi żołnierzami, od pustyni irackiej, przez Palestynę, Egipt, Monte Cassino, aż do demobilizacji w Wielkiej Brytanii. Miś Michał został w irackim zoo, nie udało się go tak oswoić - mówi pisarka.

Autorka książki przez ponad dwa lata szperała w archiwach, rozmawiała ze świadkami, dotarła do nieznanych dokumentów. Jej opowieść jest fabularyzowana, ale oparta na ścisłych faktach. Wkrótce w oparciu o historię Wojtka powstanie film dokumentalny, który realizuje Maria Dłużewska.

Polacy kupili Wojtka od irackiego chłopca za parę groszy, czyli pięć tumanów. Niedźwiedź osesek nie był im do niczego potrzebny, mały handlarz wiedział jednak, jak skruszyć serca wojaków na obczyźnie. Wyznał, że to miś sierota. Żołnierze się wzruszyli: - Bez matki, bez ojca, całkiem sam, jak większość z nas.... Niedźwiadek został. Pił mleko z puszki w butelce po whisky, a rolę smoczka pełniła prezerwatywa.

W 1941 roku, po amnestii dla Polaków, z więzień i syberyjskich gułagów ZSRR zwalniano przyszłych żołnierzy Andersa. Sam generał wyszedł z więzienia na Łubiance; Gustaw Herling-Grudziński podsumował: "Byliśmy armią więźniów dowodzoną przez więźniów." Polskie rodziny rozdzielono; ludzie nic nie wiedzieli o swoich krewnych, nie mogli się odnaleźć. Często już nikogo nie szukali; patrzyli na śmierć najbliższych. Do armii wcielono ponad 25 tys. osób, w tym kobiety, dzieci i... zwierzęta.

Maskotka i żołnierz

Wtyczka NKWD donosiła, jaka to była grupa. Szef NKWD Ławrentij Beria czytał: "Armia polska w ZSRR prezentuje sobą bałagan, a nie wojsko. Należy przepędzić z armii wszelkie baby i wszelką zbieraninę." Agent zamierzał doprowadzić do aresztowania Andersa i innych dowódców, a polskich żołnierzy nie wypuszczać poza ZSRR.

Raport tajniaka jest autentyczny. Maryna Miklaszewska dotarła do niego, bo znalazł się w nielicznych dokumentach NKWD, przekazanych przez Rosję Lechowi Wałęsie.

- Wiadomo, że szpiegiem był osobisty adiutant Andersa, Jerzy Klimkowski. Dopiero teraz pojawiły się na to niezbite dowody. Generał miał sygnały, ale nie chciał do końca wierzyć. Mówił, dajcie fakty. Można je już ujawnić - mówi autorka.

W 1942 roku Armia Andersa opuściła jednak ZSRR i znalazła się w Iraku. Stamtąd właśnie, z okolic Kirkuku pochodził niedźwiedź Wojtek. Nadzieje Polaków, że perskie misie są mniejsze od polskich, nie spełniły się. Wojtek rósł jak na drożdżach.

- Kiedy był mały, jakoś mieścił się w szoferce. Potem wpychał się na siłę i trzeba mu było pomagać. Ale nie chciał jeździć inaczej - mówi pisarka.

Niedźwiadek musiał jeść. Dlatego oficjalnie wciągnięto go do ewidencji 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, dostał własną książeczkę wojskową i żołd, czyli posiłki. Siedział zwykle przy kierowcy ciężarówki, a gdy był postój, opiekunowie przywiązywali go do pala. Było to jednak bardzo umowne. Kiedy Wojtek chciał zmienić miejsce pobytu, po prostu wciągał pal i wbijał go gdzie indziej.

- Na początku był maskotką; każdy chciał go przytulić. Był bardzo rozpieszczony. Z czasem jednak stał się pożyteczny; nosił skrzynki z amunicją, żadnej nie upuścił, zbierał drzewo na opał - opowiada Miklaszewska.

Dorastający niedźwiedź był jak kumpel. Niestety, żołnierze nauczyli go popijać piwo. Tylko do palenia się nie przekonał. Ale papierosa brał, zjadał go pod warunkiem, że był zapalony. Niezapalonych nie ruszał. Gdy Wojtek miał dobry humor, łapał kogoś, kładł na ziemię i przykrywał sobą, co nazywało się "wałkowaniem żołnierza". Nigdy nie zrobił nikomu żadnej krzywdy.

Jak dobry przyjaciel

Wojtek przydał się pod Monte Cassino. Chociaż opiekunowie chronili go, trudno było uniknąć ostrzału, gdy wyruszał w drogę. Ale krążyła opinia, że kto jedzie z misiem, będzie miał szczęście. I naprawdę tak było. Zginęło tam ponad 26 tys. ludzi, ale Wojtek nigdy nie był ranny. Gdy miał złe przeczucia, nie wsiadał do ciężarówki.

Jeden z żołnierzy opowiadał o nim: "Jak jest silna kanonada, to czasem się denerwuje. Przytula do któregoś i dopiero wtedy zasypia".

Zawsze rwał się do pomocy. Chętnie korzystał ze swojej siły.

- Czasem dla zmylenia wroga żołnierze podcinali pnie drzew. A potem wypuszczano Wojtka. Uderzeniem wielkich łap bez trudu przewracał drzewa, w jednej chwili las zmieniał się w płaski teren - opowiada autorka.

Sztuczki Wojtka poprawiały nastrój żołnierzom, wciąż narażonym na śmierć. Wchodził na przykład na dźwig i dawał przedstawienie. Jak cyrkowiec podciągał się w górę, zwisał na jednej łapie, kołysał się i zjeżdżał z dźwigu okrakiem. Uwielbiał oklaski.

Marynie Miklaszewskiej nie udało się ustalić, kto był głównym właścicielem misia. Przyznawali się do tego wszyscy żołnierze z kampanii transportowej, bo wszyscy go kochali. A Wojtek potrafił odwzajemniać i wzbudzać uczucie. Jeden z kierowców, który od małego przebywał z Wojtkiem i go kochał, nagle się uparł, że tym razem nie zabierze misia do szoferki. A Wojtek ze strasznym uporem pchał się do samochodu. W końcu opiekun postawił na swoim. Zginął w trasie pod ostrzałem.

W książce pisarka zamieszcza monolog jednego z opiekunów. Oparła go na prawdziwych słowach żołnierzy, którzy znali Wojtka: "Drogi nasz misiu, zawsze będziemy pamiętali twoje zabawy i psikusy, twoje drobne grzeszki i nałogi, zamiłowanie do piwa i słodyczy, które dzieliłeś ze wszystkimi żołnierzami. Byłeś dobrym kumplem i przyjacielem, każdy z nas mógł wypłakać się w twoje ciepłe, zmierzwione futro. Twoja dzielność, która kazała ci wskakiwać do szoferki, kiedy artyleryjska orkiestra grała swoje przerażające symfonie, zasługuje na najwyższe odznaczenie..."

Miska w zoo

I naprawdę Wojtek doczekał się uznania. Kiedy Polacy kupowali w Iranie małego misia sierotkę, nie śnili nawet, że będzie miał kiedyś pomnik w Edynburgu. To jedyny niedźwiedź, którego spotkał taki zaszczyt. Zyskał sławę jako polski miś, odważny frontowy żołnierz.

Wojtek przeszedł do cywila w Wielkiej Brytanii. Czekało na niego edynburskie zoo, pełna miska i nudne życie. Dożył sędziwego wieku, zmarł w 1963 roku. Podobno do końca reagował tylko na polskie słowa. I tęsknił.

Jego opiekunom było jeszcze trudniej. Borykali się z niechęcią brytyjskich władz, biedą, samotnością. Ci, którzy wracali do Polski, trafiali do ubeckich więzień. Ale wielu z nich znalazło siłę, żeby za granicą jakoś się odnaleźć. Gdy później wspominali żołnierza niedźwiedzia, niełatwo było im uwierzyć. Słyszeli, że mają bujną wyobraźnię. Ale pewnie odpowiadali słowami jednego z bohaterów książki Maryny Miklaszewskiej: "Wyobraźnię zostawmy następnym pokoleniom. Nam wystarczało po prostu życie."



Na naszemiasto.pl można znaleźć jeszcze takie jego fotki:







Już nie będę wklejała całego tekstu - ale ciekawa jest też rozmowa o Wojtku z jednym z jego opiekunów, uczestnikiem bitwy pod Monte Cassino, [link widoczny dla zalogowanych].




"Józef Możdżeń zachował zdjęcie, na którym podaje Wojtkowi papierosy."





Wojtka można znaleźć w [link widoczny dla zalogowanych].

Przed Wojtkiem wojowała jeszcze [link widoczny dla zalogowanych] - wiedzieliście, że misie tak naszym żołnierzom dzielnie pomagały?...
Zobacz profil autora
Wojtek - polski miś waleczny
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu