Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Szkolenie - krzywda czy
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Mam pytanie. Stawiam je dość tendencyjnie, ale już mam w głowie mętlik.

Od jakiegoś czasu coraz większą popularność zdobywają metody pozytywne w szkoleniu psa, np. kliker. Opierają się na wzmocnieniach pozytywnych, budowaniu więzi, zaufaniu psa i przewodnika - żadnych kolczatek, siły, kar itp.

Nadal funkcjonują szkolenia tradycyjne - akyrat w moim regionie jest ich sporo. "Pozytywni" uważają je za zło czynione psu, zmuszanie na siłę do określonych zachowań, dominacja, nie patrzenie na psia radość życia. Kolczatka, szarpanie itp Tekst szkoleniowca - bez kolczatki nie da rady.
Metod łączyć nie mozna skoro oparte są na różnych rzeczach.
Takie są moje obserwacje po licznych lekturach internetowych i telefonach.

Pytanie:
Czy idąc z psem na szkolenie metodą tradycyjną człowiek robi faktycznie psu krzywdę? Czy pies straci do przewodnika zaufanie, ich więź ulegnie zniszczeniu. Czy potem nie da się już przejść do pracy np. z klikerem? Czy może wręcz przeciwnie nauczą się pracowac ze sobą.

Jakie macie doświadczenia, poglądy na ten temat?
Zobacz profil autora
apla
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 27 Lip 2005
Posty: 895
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Świebodzice

Uważam Aniu, metody tzw. tradycyjne nie dadzą psu takiej radosci z pracy, jak metody pozytywne. Przy szkoleniu tradycyjnym - jak poobserwujesz - polecenia przewodnika są wykonywane niejako automatycznie, bez entuzjazmu, bo pies musi. Przy szkoleniu pozytywnym, gdzie praca jest oparta na naturalnych popędach psa na łup np., pies wykonuje polecenia radośnie, bo wie, że mu się to opłaca.

Poza tym w przypadku szkolenia pozytywnego widac więź, jaka sie wytorzyla pomiędzy opiekunej, a psiakiem.

Jeśli chcesz z Gabi rozpocząć szkolenie, zdecydowanie proponuje pozytywne. Poza tym niektóre psy są wrażliwe psychicznie i metody siłowe mogą zaburzyć taką psychikę. Moze dojść do tego, ze pies się bedzie bał współpracy, bo będzie kojarzyła mu się z bólem, albo nie będzie rozumiał, czego przewodnik od niego wymaga.

Ja swoje burki szkoliłam pozytywnie - chociaż zdarzały mi się wpadki, bo niestety jestem niecierpliwa i poeywcza. I tak naprawde to ja sie musialam uczyc wielu rzeczy, bo kiedy cofałam sie ze swoich nerów, to się okazywało, że używając np. smakołyka, jestem w stanie o wiele szybciej i skuteczniej "wytłumaczyc" psu, czego od niego oczekuje
Zobacz profil autora
Mokka
Zwierzolub
Zwierzolub

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Noooo, toś włożyła kij w mrowisko
Stara dyskuja, którą można porównać do debaty na tenat wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia .
Ja przede wszystkim boję się i wystrzegam fanatyzmu we wszelkiej postaci. A niektórzy bronią swoich racji, jak niepodległości. Uważam również, że nie ma metody jedynej, idealnej, niepodważalnej, jedynie skutecznej. Każdy pies jest inny, to żywy organizm. Metodę tzreba dopasować do konkretnego osobnika.

Metod łączyć nie mozna skoro oparte są na różnych rzeczach.

Za przeproszeniem - g... prawda. Uważam, że z każdej metody można wybrać to, co nam odpowiada, to, co w naszym konkretnym przypadku działa i przynosi efekty.
Nadal funkcjonują szkolenia tradycyjne - akyrat w moim regionie jest ich sporo. "Pozytywni" uważają je za zło czynione psu, zmuszanie na siłę do określonych zachowań, dominacja, nie patrzenie na psia radość życia. Kolczatka, szarpanie itp Tekst szkoleniowca - bez kolczatki nie da rady.

Wybacz, może wydam Ci się wulgarna, ale to też g... prawda.
W ten sposób szkolenie metodami nieklikerowymi postrzegają ortodoksyjni "pozytywni".
Każde, dokładnie każde szkolenie powinno się opierać na nagradzaniu, chwaleniu, zabawie, na wzmacnianiu więzi z psem.
Jeśli ktoś twierdzi, że tylko kary, kolczatka, szarpanie, to znaczy, że jest d... nie szkoleniowiec. I znaczy to tylko, że szkoli brutalnie, a nie "tradycyjnie".

Nie patrz na terminologię, ale poobserwuj, co jest robione na szkoleniu. Jak szkoleniowiec odnosi się do kursantów, czy zaleca tylko kary i szarpanie, czy też kładzie nacisk na nagrody i pochwały. Czy radzi sobie z trudnymi studentami, czy od razu skreśla ich z listy mówiąc, że się nie nadają. Czy jest cierpliwy i potrafi wytłumaczyć durnemu przewodnikowi, co ma robić w konkretnej sytuacji, czy ogranicza się do narzekania, że wszystko jest robione nie tak.
Szkolenia stricte "pozytywne" nie są remedium na całe zło tego świata tak samo, jak szkolenia "tradycyjne" nie muszą się opierać głównie na karceniu i zadawaniu bólu. Jeśli instruktor domaga się kolców i każe szarpać, uciekaj z takiej szkoły jak najszybciej. Ale jeśli instruktor mówi, że tylko szkolenie pozytywne, tylko kliker, że nic innego nie ma prawa zadziałać, zastanów się, czy nie trafiłaś na fanatyka, który przez rok nie pomoże Ci nauczyć psa chodzenia na smyczy, bo nie wolno go pociągnąć, czy skorygować.
Do tego, jak do wszystkiego trzeba podejść z głową i dużą dozą zdrowego rozsądku. Dobre szkolenie to takie, które przynosi efekty nie czyniąc psu krzywdy. A jak go zwał, to dla mnie nie ma znaczenia, byle było profesjonalne, skuteczne i przyjemne zarówno dla psa jak i przewodnika. To się da zrobić wierz mi. Może miałam szczęście, a może to nie jest wyjątek, ale trafiałam na naprawdę dobrych szkoleniowców, którzy bardzo mi pomogli w opanowaniu mojego dzikiego i agresywnego qundla. A czy są efekty - zapytaj Szantinę, ona widziała Leona popisującego się nabytymi umiejętnościami .
Z UŚMIECHEM NA GOOOOPIM PYSKU
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Wiem że to dyskusja bez dna, ale nie potrafię zdecydować.
Ano widzicie...jeśli pójdę klikać, będę musiała daleko dojrżdżać, chodzić będę raz w tygodniu w niedzielę, nie mam kiedy w tygodniu ćwiczyć z psem, nikt z mojej rodziny nie będzie klikał na pewno.Dziewczyna organizująca grupę klikającą prowadziłą jakąś grupę hovavartów.

Tradycyjne, mam blisko w miarę, dwa razy w tygodniu, moi powiedzieli, że będą używać nakazanych poleceń. Grupa właśnie startuje i jest mała. Nie wyobrażam sobie, żebym miałą na takim szkoleniu tylko psa szarpać. Fakt, że babka mi powiedziała, że nie dam sobie rady bez kolczatki, ale po dyskusji powiedziała, że jak chcę to mogę spróbować, a na pewno moge kolczatkę na początek obrócić kolcami na zewnątrz. Chodził na nie pies znajomej i żyje całkiem radośnie. Moje poprzednie psy chodziły w kolczatkach, tylko przy Gabowej łagodności mam wyrzuty.
mam na prawdę ochotę spróbowac tradycji na początek, a potem ewentualnie klikać.

Wogóle to szkolenie to spory wydatek i dla mnie niestety przeorganizowanie rzeczy bardzo ważnych, nie chciałabym wyrzucić pieniędzy i patrzeć potem na smutną Gabi, albo marnowac czas jadąc godzinę na szkolenie, którego potem nikt nie będzie z psem ćwiczył.
Już na prawdę nie wiem co robić.
Zobacz profil autora
Szantina
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

No to i ja szepnę słówko ....

Co do wypowiedzi Mokki - zgadzam się w 100%( i to nie dlatego,że razem jeździmy po szkołach )
Ci co znają moje białe wiedzą,ze to psy radosne ( czasami aż za bardzo).
Szanta była szkolona( cóż chyba za dużo powiedziane)przy pomocy kolczatki.Tylko,ze nikt jej nie szarpał i nie stresował.Stosowaliśmy ją tylko na kilku pierszych lekcjach,kiedy to panienka( i jej pańcia) miała zupełnie pstro w głowie .
Małe ''pyk''smyczą było znacznie szybciej odczytywane przez nią,że coś od niej się chce.I za każdy,ale to za każdy dobry kroczek była ''pychotka''do pyszczka.Później kolczatka ...mieszkała w pudełeczku(później do neij wróciłyśmy ....ale to zupełnie inna historia)
Astra starałam się uczyć( dokładnie starałąm bo jakoś nam to nie wyszło )na klikera.I w jego przypadku w miarę szybko zadziałało.
Na komendę słowną był zupełnie ''głuchy''.
I tak ...2 psy i dwie szkoły uczenia.
Na szczęście Drop jest pojętnym uczniem i w jego przypadku nie trzeba stosować zadnych ''szkół''on chętnie uczy się na zwykłych spacerkach( a nauki jeszcze przed nim bardzo duuuuuużo.....)

Tak też sama musisz próbować,który ze sposobów uczenia będzie najlepszy dla Gabulca.
PS.Co do umiejętności Leona...hmmm....żeby moje psy choć 10% potrafiły to co on to ....była bym najszczęśliwszą babą pod słońcem)i w żadnym razie nie wygląda na zestresowanego czy nieszczęśliwego.On ma cały czas pychola uśmiechniętego i jęzora gotowego do zalizania.
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

To ja z jeszcze innej beczki Mój poprzedni pies był najgorzej ułożonym psem pod słońcem. Książek na temat szkolenia psów pochłonęłam w tamtym okresie masę, ale trzeba stwierdzić, że apet w ogóle nie był ułożony. Umiał chodzić na smyczy, podróżował ze mną stale najrozmaitszymi środkami lokomocji i zachowywał się w nich naprawdę światowo, potrafił dawać łapę, siadał, kładł się i stwarzał pozory, że mam ułożonego psa. Ponadto nie potrafiłam nad nim zapanować kompletnie! Na obcych na swoim terenie szczekał tak, że można było ogłuchnąć. Na spacerach robił, co mu się podobało. Jak podrósł i zmądrzał, zrozumiał, że kiedy już ryczę na niego, aż bębenki w uszach pękają, to jednak bardziej się opłaca wrócić, bo kiedyś i tak będzie trzeba, a im później, tym bardziej będę obrażona, ale nie był to efekt moich zabiegów pedagogicznych, tylko jego sprytnych kombinacji Generalnie apet był psim diabłem. Beżowym, pluszowym, uroczym i niezbyt dużym, ale jednak diabłem.

A potem trafiłam na Dżeksona. Wielkiego, nieumiejącego chodzić po schodach, uciekającego w panice przed autobusem i chauczącego na obcych na klatce nie gorzej od apeta (tyle że mniej piskliwie za to bardziej dudniąco). I co? I jest psim aniołem. Chauczenia się oduczył trochę, autobusów boi się nadal, ale mniej, schody traktuje jak rzecz oczywistą. Nie siada, tylko od razu się kładzie, łapę daje permanentnie, ale tylko tą uszkodzoną

Przy apecie miałam ambicję być właścicielką ułożonego psa - takiego, który będzie mnie słuchał. Owszem, wśród ludzi takie sprawialiśmy wrażenie. Ale jak przyszło co do czego - dziad mały robił, co chciał. Teraz ambicji nie mam żadnych. Jedyna rzecz, którą chciałam osiągnąć, to zminimalizowanie szczekania na obcych (trochę się udało ) i nauczenie nieciągnięcia na smyczy (udało się... też trochę ). Cała reszta nie jest mi do niczego potrzebna, a Dżeksonowi tym bardziej. Mieszkam w mieście i komendę "waruj" uznałam za mało wiarygodną, bo i tak bym psu nie ufała i przed sklepem bym go uwiązywała, jak uwiązuję bez komendy. Chodzenie przy nodze? Po cholerę mi to, skoro Dżekson z reguły i tak plącze się gdzieś wśród nóg moich i TZ'a. Przychodzenia na komendę? Ależ Dżekson przychodzi, bo wie, że zawsze albo go pogłaszczę, albo miło do niego zagadam. A jak zacznie się bawić z innymi psami, grzecznie stoję na chodniczku i czekam, aż łaskawie skończą, wtedy go wołam, on przybiega w podskokach z wywalonym ozorem i wychodzi na to, że mam ultragrzecznego psa Trochę żartuję, ale naprawdę odpuściłam baaaaardzo wiele rzeczy i... wyszło to na zdrowie i mnie (bo się nie denerwuję na psa) i psu chyba też. Tak więc, Anno, zastanów się, czy na pewno chcesz Gabi szkolić i co chcesz osiągnąć tym szkoleniem, bo może się okazać, że nie jest ono niezbędnym elementem Waszego współżycia

A z kolczatką było w naszym przypadku tak. Zaraz po "nabyciu" Dżeko, pojechaliśmy do mojego zaufanego weta i zasięgnęliśmy porady. I wet nam powiedział, że z kolczatką bywa różnie - są psy tak wrażliwe i delikatne, że wystarczy lekko szarpnąć smycz i obrożę, żeby natychmiast wracały na miejsce, a są takie, które można szarpać w kolczatce aż do naderwania ścięgien, a one i tak będą parły naprzód. Reguł nie ma. I tego postanowiłam się od tej pory trzymać Dżekson chodził, owszem, w kolczatce jakiś czas. Kiedy do mnie trafił był już dużym, silnym psem i nie uśmiechało mi się wyplątywanie zbielałych palców z zaciśniętej smyczy. Uznałam, że skoro ja całe swoje życie muszę dostosować do niego, to w tym jednym przypadku on musi się dostosować do mnie natychmiast. Kolczatka nie rozerwała mu gardła, nie zadusiła go i nie zgasiła radości życia. Nie wydaje mi się też, żeby sprawiała mu jakąś straszliwą przykrość, była po prostu wyjątkowo niewygodna. Za to mnie oszczędziła sporo bólu. Nie demonizujmy problemu kolczatki, bo to nie narzędzie tortur, tylko przyrząd, który ułatwia zapanowanie nad psem narowistym, młodym, niewychowanym w sytuacjach, w których zapanować nad nim trzeba natychmiast.

A na szkoleniu (jeśli się na nie zdecydujesz i niezależnie od tego, którą metodę wybierzesz) życzę powodzenia!
Zobacz profil autora
Re: Szkolenie - krzywda czy
Bolsbokser


Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Anna napisał:

Od jakiegoś czasu coraz większą popularność zdobywają metody pozytywne w szkoleniu psa, np. kliker. Opierają się na wzmocnieniach pozytywnych, budowaniu więzi, zaufaniu psa i przewodnika - żadnych kolczatek, siły, kar itp.

To raczej zależy od osoby a nie od metody szkolenia. Zarówno szkolenie tzw metoda tradycyjną,klikerem czy pozytywne,sa to szkolenia jak najbardziej dobre. Zależy jednak od tego,kto szkoli.
Ja trafiłam na (wydaje mi się) dobrego szkoleniowca. Mojego poprzedniego boksera poprowadził rewelacyjnie. Problem jedynie był w tym że Boksery to ogólnie psy trudne do wyszkolenia,więc jak czegoś nie chcą zrobić to nie zrobią za Chiny.
Nigdy jednak na szkoleniu nie było przymusu stosowanego. nie chciał zrobić,wariował,pyskował - dostawałm komendę: proszę się przejść,niech odsapnie,uspokoi się,chwilke pobiega na uboczu. I po chwili wracaliśmy.

Czy idąc z psem na szkolenie metodą tradycyjną człowiek robi faktycznie psu krzywdę? Czy pies straci do przewodnika zaufanie, ich więź ulegnie zniszczeniu.

Nie robi się psu krzywdy szkoleniem tradycyjnym pod warunkiem,że ten szkoleniowiec swoim postępowaniem nie robi krzywdy. Jeśli chodzi o więź,to moja i mojego BOLSA bardzo się wzmocniła. Od tamtej chwili to był mój najukochańszy przyjaciel. Rozumiałam każdy jego gest,każde spojrzenie,kżde mrugnięcie okiem.

Tekst szkoleniowca - bez kolczatki nie da rady.

Uwierz bez kolczatki da radę. Skoro jednak ten akurat szkoleniowiec tak powiedział,to znaczy,że nie potrafi poprowadzić psa. Skoro opiera się tylko na przemocy.

metody tzw. tradycyjne nie dadzą psu takiej radosci z pracy, jak metody pozytywne. Przy szkoleniu tradycyjnym - jak poobserwujesz - polecenia przewodnika są wykonywane niejako automatycznie, bez entuzjazmu, bo pies musi.

nie wprowadzajcie dziewczyny w błąd. To nie do końca tak !
Daje się psu radość i komendy nie są wydawane automatycznie,jeśli nie trafi się na niefachowego szkoleniowca,albo na takiego co ma klapki na oczach, 0 kreatywności i wyobraźni.

Poza tym w przypadku szkolenia pozytywnego widac więź, jaka sie wytorzyla pomiędzy opiekunej, a psiakiem.

To akurat nie jest zasługa tylko szkolenia pozytywnego. Więź między psem i człowiekiem wytwarza się zawsze podczas pracy i zabawy z tym psem. kiedy próbujesznawiązać z nim jakiś kontakt,porozumieć się,czegoś nauczyć,coś pokazać i vice verse'a

Metodę tzreba dopasować do konkretnego osobnika.

Mokka - święta racja i tu przybijam Tobię piąteczkę.

Metod łączyć nie mozna (...) g... prawda. Uważam, że z każdej metody można wybrać to, co nam odpowiada, to, co w naszym konkretnym przypadku działa i przynosi efekty.

Każdy pies to indywidualna jednostka. Mogą być znane ogólne cechy rasy - przypadku jednak mieszańca raczej trudniej o takie podejrzenia.
Każdy osobnik jest inny i nie można wszystkich psiaków wrzucać do jednego worka.
Metodę trzeba dopasować do psa.
Jeśli chodzi o szkolenie tradycyjne,niektórym ludziom wydaje się,że to metoda głównie siłowa. Często szkoleniowcy popierający taką metodę wyznają zasadę,że psu trzeba pokazać,kto rządzi - to jest o tyle słuszne,że kiedy pies został już źle ułożony (dominuje) lub poprzez Nasze niewłaściwe z nim postępowanie ma już ku temu predyspozycje,to rzeczywiście trzeba być stanowczym. Ale stanowczym,a nie brutalnym. To też jest różnica - niestety niektórzy nie widzą tej zasadniczej różnicy.

Nie patrz na terminologię, ale poobserwuj, co jest robione na szkoleniu.

I to jest właśnie moja rada. Poświęć troszeczkę czasu. Pojedź na takie szkolenie,poprzyglądaj się jakie mają podejście szkoleniowc do szkolonych psów,jak te psy się zachowują,czy są szczęśliwe,czy chętnie wykonują polecenia. Jakie relacje są między szkoleniowcem a psem,podczas nauki i podczas przerwy. Musisz pojechać do kilku szkoleniowców - przedstawicieli każdej z trzech znanych Tobie metod szkolenia. Zapytaj,czy możesz przyjść na jedną próbną bezpłatną lekcję szkolenia,by zobaczyć czy Twojemu psu i Tobie taka metoda właśnie będzie odpowiadać.
Mi się nie raz udało. Szkoleniowcy - porządni szkoleniowcy - raczej nie mają nic przeciwko jednej bezpłatnej próbnej lekcji.
Musisz też wziąć pod uwagę dojazd do ośrodka czy też miejsca szkolenia. Wziąć wsystkie możliwości pogody i dojazdu Z PSEM.
Jak szkoliłam pierwszego Boksera,to nie bardzo się na tym znałam - ale miałam wtedy jakieś 18 lat. (metoda tradycyjną)
Teraz mam większe doświadczenie - no i głuchego Boksera. Więc właśnie w ten sposób szukam jak najbardziej właściwej metody szkolenia dla mojego głucholka.
Zauważyłam,że akurat w jego przypadku to będzie metoda pozytywna. Dlaczego
Bo stosuję jej zasady w domu - sama. Ponieważ na szkolenie idę na wiosnę. Jednak sporo czytałam na ten temat,oglądałam filmy szkoleniowe i zasięgam porad od szkoleniowców,którzy wlaśnie w taki sposób uczą psy posłuszeństwa. Nie zjadłam wszystkich rozumów - dlatego na szkoelenie i tak pójdę,by fachowiec poprowadził mojego głuchego psa.
Jednak sa bardzo duże efekty już po samej pracy w domu.
W dodatku byłam z nim już na kilku próbnych lekcjach szkolenia tradycyjnego i doszłam do wniosku,że akurat w jego przypadku to nie najlepsze rozwiązanie. Inne psiaki - rewelacja. jednak Bokser to cholernie uparte psisko (obecny na dodatek głuchy) i bardzo chimeryczne.
Więc,kiedy nie chciał wykonać komendy o którą go prosiłam,to najzwyczajniej mi pyskował. Zresztą tak samo było z tamtym bokserkiem - ale wystarczyło go zachęcić,albo żeby się uspokoił,ochłonął i dopiero go zachęcić.
Z głuchym to nie przejdzie. W jego przypadku wolę pozytywne.

Ano widzicie...jeśli pójdę klikać, będę musiała daleko dojrżdżać, chodzić będę raz w tygodniu w niedzielę, nie mam kiedy w tygodniu ćwiczyć z psem, nikt z mojej rodziny nie będzie klikał na pewno.

Jeżeli na szkolenie klikerowa masz za daleko,to spróbuj innego szkolenia,które jest bliżej - pisałam ciutkę wyżej,że dojazd tez jest ważny.
Jeśli nie masz czasu na treningi z psem w ciągu tygodnia to zastanów się,czy w ogóle takie szkolenie Tobie coś da,ponieważ efektywne szkolenie to przede wszystkim regularne treningi i zaangażowanie.
Jeśli twierdzisz że nikt z rodziny nie będzie klikał,to nie korzystaj z takiego szkolenia,ponieważ bardzo ważna w wychowaniu (czy to dziecka czy psa) jest konsekwencja i dokładnie takie same postępowanie w danej sytuacji wszystkich członków rodziny.
Nie może być tak,że Ty mówisz do psa "waruj" (żeby się położył) a inny członek rodziny będzie mówić "leżeć" bo jego burek akurat na to reagował.

Chodził na nie pies znajomej i żyje całkiem radośnie. Moje poprzednie psy chodziły w kolczatkach

Kochana załóż sobie kolczatkę na szyję i powiedz co czujesz. To dokładnie ta sama zasada jak przy tegorocznej akcji "zerwijmy łańcuchy". mogliśmy sobie założyć łańcuch na szyję i powiedzieć co czujemy oraz wyobrazić sobie co czują psy.
Kolczatka to nie jest dobre oprzyrządowanie do szkolenia psa. Przede wszystkim dlatego,że pies prędzej czy później przyzwyczaja się do kolczatki. I bodźce które wywołuje kolczatka (owszem nadal odczuwane i niemiło) nie są dla psa bodźcem do popray,skorygowania swojego postępowania.
Ja widzę codziennie multum psów w kolczatkach,które nadal ciągną na smyczy. Mają po kilka,kilkanaście lat i tyleż samo lat chodzą w tej kolczatce. Czy czegoś się nauczyły? Owszem,że spacer to nic przyjemnego,bo muszą te zimne kolce czuć na swojej szyi.

Wogóle to szkolenie to spory wydatek i dla mnie niestety przeorganizowanie rzeczy bardzo ważnych, nie chciałabym wyrzucić pieniędzy

Skoro szkolenie to duży dla Ciebie wydatek,to może zadowolisz się chociaż książkami na temat szkolenia,wychowania i ułożenia psa. Jest takich dość dużo na rynku. I nie są zbyt drogie. jednak zawsze musisz pamiętać,że nie masz aż takiej wiedzy na temat psychologii psa i szkolenia co fachowiec. Jeśli z góry zakładasz,że żaden członek rodziny nie będzie przestrzegał określonych zasad co do wychowania psa,to niestety zbyt dużych efektów nie będzie,bo to czego nauczysz swoją pociechę,rodzinka zniweczy - cały Twój trud,a i pieniązki pójda w błoto.
Porzadnie się zastanów.
mam nadzieję,że pomogłam


Ostatnio zmieniony przez Bolsbokser dnia Pią 12:31, 19 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bolsbokser


Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

Cała reszta nie jest mi do niczego potrzebna, a Dżeksonowi tym bardziej. Mieszkam w mieście i komendę "waruj" uznałam za mało wiarygodną, bo i tak bym psu nie ufała i przed sklepem bym go uwiązywała, jak uwiązuję bez komendy. Chodzenie przy nodze? Po cholerę mi to, skoro Dżekson z reguły i tak plącze się gdzieś wśród nóg moich i TZ'a. Przychodzenia na komendę? Ależ Dżekson przychodzi, bo wie, że zawsze albo go pogłaszczę, albo miło do niego zagadam. A jak zacznie się bawić z innymi psami, grzecznie stoję na chodniczku i czekam, aż łaskawie skończą,

O zgrozo ! To nie chodzi o to,żeby Twój pies potrafił sztuczki cyrkowe i żeby ludzie się tym zachwycali. Tu chodzi o zaufanie do psa i waszą więź. Wspólne zrocumienie. Wspólny język. Ja miałam pierwszego Boksera wychowanego za pomocą metody tradycyjnej. Krzywda mu się nie stała. Ambicji wielkich nie miałam,nie miałam zamiaru jeździć ze swoim pupilkiem na zawody psiego posłuszeństwa. Jeździłam,ale sama,by popatrzeć sobie. I rzeczywiście ich posłuszeństwo było zjawiskowe. Ale ja nie chciałabym mieć psa nakręcanego jak zegarynka.
Dzięki odpowiedniemu wychowaniu,nie musiałam uwiązywać psa przed sklepem. Siedział przed nim grzecznie BEZ SMYCZY,BEZ UWIąZANIA !
Oczywiście,jeśli sklep był blisko ulicy,ze względu nato,że jakiś nieodpowiedzialny kierowca mógł wjechać w mojego psa i zrobić mu krzywdę,wolałam go posadzić albo przywiązac gdzieś na uboczu.
Jednak siedział tak grzecznie - nieuwiązany - przed sklepem,że często o nim zapominałam i musiałam się po niego wracać,by dać mu komendę "idziemy". W grupie szkoleniowej był najlepszym uczniem.
Jeśli masz wątpliwości co do wychowania to przytoczę jeszcze jeden przykład. Kiedy wychodziłam na spacer,a biegał luzem,bo dla mnie smycz,to straszna kara dla psa (owszem często gęsto zdrowy rozsądek nakazuje trzymać psa na smyczy) i nagle jakiś nienormalny agresywny pies wieszał się na swojej kolczatce i ciągnął swojego pana ku mojemu Bolsowi,to nawet jeśli mój Bolsik chciał sobie z nim popyskować,byłam w stanie go odwołać,albo nawet przejść obok takiego agresywnego rzucającego się psa,gdzie BOLS szedł przy lewej nodze bez smyczy i tylko spoglądał spode łba na tego furiata.
I miałam pewność,że nic mu nie odbije.
I nie zgodzę się z powiedzeniem "to tylko pies, psu nie można ufać".
Jeżeli jest zbudowana właściwa więź między Tobą a twoim pupilem,to jestes w stanie mu zaufać.
Zobacz profil autora
Szkolenie - krzywda czy
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu