Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Znieczulica...
veer


Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


Dzisiaj moja żona była świadkiem potrącenia pieska przy wjeździe na Osiedle Kopernika - obok kiosku przy ul. Częstochowskiej. Kierująca samochodem kobieta potrąciła wjeżdżając na osiedle biało-czarnego pieska. Moja żona zatrzymała ją i chciała skłonić do zabrania biednego cierpiącego czworonoga do lecznicy, no co bezduszna baba spytała czy wie czyj to jest pies, a usłyszawszy, że żona tylko widziała to, nie zna pieska, spokojnie zabrała z samochodu dziecko i poszła do bloku, twierdząc, że to ją nie obchodzi. Piesek po potrąceniu odczołgał się na trawnik. Próbowałem zawiadomiony przez żonę o zdarzeniu dodzwonić się do schroniska, do lecznicy na Zielonej, ale zbieg okoliczności (nikt nie mógł podjechać, pani ze schroniska zostawiła telefon w domu, w lecznicy szykowano się do wyjścia na pogrzeb itd. itp.) nie pozwolił na sprowadzenie pomocy, piesek po krótkiej agonii - odszedł ze świata... Zarówno żona, która to widziała, jak i ja bardzo to przeżyliśmy... Może ktoś ma pomysł - może da się uzgodnić jakieś działania w podobnych sytuacjach - dyżurny telefon, weterynarz chętny by podjechać, udzielić pomocy... Bo ludzie, nawet ci, którzy powinni poczuwać się do odpowiedzialności za spowodowane cierpienia, sprawcy wypadków, mają w to dupie, psy są dla nich nic nie czującymi przedmiotami... Ludzie! Gdzie wasze serca?!?!?!?!
Zobacz profil autora
Misiowaty
Zwierzozwierz
Zwierzozwierz

Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 1020
Przeczytał: 0 tematów


tak niestety często jest w życiu. Zastanawia skąd taka znieczulica, gruboskórność, odczłowieczenie. Przecież człowiek to brzmi dumnie, a może jednak durnie ..... jeśli popatrzeć na zachowanie wielu przedstawicieli gatunku homo sapiens zarówno wobec siebie jak i wobec zwierząt.
Tylko czego wymagać skoro durna baba dała świetny przylkład swojej latorośli, no a czym skorupka za młodu .....
Czasem wydaje mi się, że należałoby spławiać wiedźmy w rzece - bo to społeczeństwo wydaje się niereformowalne.
Misiowaty
Zobacz profil autora
Edyta
Zwierzomistrz
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005
Posty: 2688
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

My akurat mamy wszyscy ogromne serca dla zwierząt,więc zakładam,że chodzi ci o poruszenie ogólnie wszystkich tą historią.Powiem może co ja zrobiłabym na miejscu Twojej żony:natychmiast wsadziłabym psa do samochodu i zawiozła do lecznicy.jeśli nie miałabym własnego,to złapałabym taksówkę.Zresztą byłam kiedyś w podobnej sytuacji.Mieszkam przy ruchliwej ulicy i zobaczyłam,ze samochód potrącił małego kundelka.Oczywiście kierowca się nie zatrzymał.nie traciłam czasu,bo widziałam,ze psiak kona.Z pomoca przechodniów ułozyłam go w samochodzie i zawiozłam do lecznicy.Niestety obrażenia wewnętrzne były tak rozległe,że weterynarz mógł jedynie uśpić psa.Gotowa bylam zapłacić za jego leczenie,ale nie dało się go ratować.Wet zachował się ładnie,nie wziął ani grosza.Psiak popatrzył na mnie i nigdy nie zapomnę tego wzroku:konał,ale w jego oczach była wdzięcznośc.Płakałm dwa dni i nawet dzisiaj kiedy to pisze nie moge powstrzymac się od łez.Oczywiście w sytuacji w jakiej była twoja żona pewnie tak samo bym zrobiła nie tracąc czasu na szukanie pomocy.Potem pewnie usiłowałabym odnaleźc babę,zwłaszcza,że samochód był znany,wiec po zapisaniu numerów łatwo byłoby ją odszukać.Oczywiście zgłosiłabym to Strazy Miejskiej czy Policji,bo oni mają możliwośc ustalenia danych właściciela samochodu.Ja pewnie tez nie miałabym z trym problemu,ale to akurat dotyczy mnie,pewnie nikomu innemu by się nie udało.Nie wiem jak jest w Wieluniu,bo to niepomiernie mniejsze miasto od Sosnowca,ale wiem,ze u nas w takich przypadkach można prosić o pomoc Straż Miejską i ma ona obowiązek zabrac psa do lecznicy.Moge powiedzieć jedno:w takiej sytuacji liczy się czas i nalezy przede wszystkim wykorzystac go błyskawicznie,jeśli chce się naprawde pomóc zwierzakowi.Ja bym na pewno ten czas wykorzystała i na pewno nie zostawiłabym tej sprawy .W końcu babsztyl,który potrącił psa i nie udzielił mu pomocy nie może dalej życ w przekonaniu,że nic się nie stało.I w dodatku dawać przykład dziecku,które z nią było.
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Veer - jak to zazwyczaj bywa - teoria swoje i praktyka swoje...

Bo teoretycznie postąpiliście prawidłowo (mówię o Wieluniu, bo w dużych miastach jest to dużo lepiej zorganizowane) Tylko właśnie my nie dysponujemy autem, a w takich przypadkach liczy się czas... No i jak wziąc takiego psa na ręce i iść z nim przez całe miasto?...
Jak już pies w jakiś sposób dostanie się do schroniska (lub lecznicy, po uzgodnieniu z Ewą), i jeśli tylko da się go uratować - wtedy psiak zostanie u nas i my zajmiemy się jego leczeniem.

A w praktyce bywa tak jak się Tobie zdarzyło - czyli nie ma kto po psa przyjechać (dodatkowo ten pogrzeb w lecznicy...), musi się to zdarzyć w godzinach otwarcia... Bo nocą to i my nic nie zrobimy
Pomijam już fakt zupełnego przepełnienia naszego schroniska i braku warunków do przetrzymania takiego biedaka...

Mogę wieć jedynie poradzić (na przyszłość, choć mam nadzieję, że to się nigdy Wam nie przyda) - mieć telefon do Ewy, uzgodnić z nią dalsze postępowanie i w miarę możliwości postarać sie psa dostarczyć do nas lub do jakiegokolwiek weta (tylko wtedy trzeba się liczyć z wydatkiem)...

Bo na terenie Wielunia nawet gdy z prywatnym ogonem coś się dzieje - to nie ma gdzie sie z nim zgłosić i prosic o pomoc


Może kiedyś przy tym naszym wymarzonym schronisku uda sie również otworzyć całodobową klinikę?...
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Ludzie! Na Boga! Wszystko jedno czy to Warszawa, Sosnowiec, Wieluń - są TAKSÓWKI! Zamiast wydzwaniać cholera wie, gdzie - dzwoni się na radiotaxi i zasuwa do weta! Jakby co, finansuję koszt tej cholernej taryfy! Na przyszłość proszę do mnie dzwonić i zgłaszać, ile i na jakie konto mam przesłać - Joanna Karpijewicz, tel. 0 607 456 931.
Zobacz profil autora
Blink
Moderator
Moderator

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 497
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń

jnk napisał:
Ludzie! Na Boga! Wszystko jedno czy to Warszawa, Sosnowiec, Wieluń - są TAKSÓWKI! Zamiast wydzwaniać cholera wie, gdzie - dzwoni się na radiotaxi i zasuwa do weta! Jakby co, finansuję koszt tej cholernej taryfy! Na przyszłość proszę do mnie dzwonić i zgłaszać, ile i na jakie konto mam przesłać - Joanna Karpijewicz, tel. 0 607 456 931.


Ja w kwestii formalnej, w W-niu nie ma RadioTaxi.
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

rany julek - przecież to całkiem duże miasto i nie maradio taxi ?! No cóż bywa
U nas na szczęście jest weterynarz, który nie odmawia przyjechania do psa po wypadku na ulicy. Sam przyjedzie na miejsce - o ile tylko nie będzie jakieś zbiegu okoliczności. Ale robi to z własnej nieprzymuszonej woli, bo nie ma żadnej zorganizowanej akcji na takie okoliczności.
Zobacz profil autora
veer


Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


Dziękuję Wam wszystkim, że przeczytaliście, że rozumiecie to całe wydarzenie... Faktycznie, żona nie dzwoniła po TAXI, nawet nie wie zapisała numeru - podałbym we wczorajszym poście dla wstydu właścicielce, była tak zszokowana, zaskoczona, że pomyślała tylko o telefonie do mnie - nie miała w telefonie żadnego numeru - do wet, do TAXI... Trwało to wszystko kilkanaście minut, liczyłą, że uda mi się z pracy wezwać kogoś z pomocą... Nie mamy samochodu - oczywiste, że od razu bym pojechał, to niedaleko, a tak tylko zamknąłem sklep, w którym pracuję, wygoniłem klientów i zacząłem wydzwaniać, bez skutku niestety... Teraz jeszcze gdy o tym myślę, gdy czytam posty, takie jak Edyty - znów mam łzy w oczach - ja, stary chłop! Sam mam pieska - przuroczą, najkochańszą bokserkę Bertę. Gdy była szczeniaczkiem uciekła mi podczas zimowego spaceru prosto na ruchliwą szosę (Częstochowska za Starymi Sadami) (ten nieposkromiony charakter bokserów!) - zamarłem, straciłem głos, widziałem juz w wyobraźni co za chwilę zobaczę, usłyszę! I wiecie co się okazało? Stanęły wszystkie jadące w obie strony samochody! Wszystkie! Stanął cały szereg samochodów - i nikt nie krzyczał, kierowcy z najbliższych wysiedli i spokojnie patrzyli na stojącą na środku szosy Bertę! Byłem szczęśliwy, że tak się skończyło, a Berta skończyła ten spacer na smyczy Ludzie zachowali się jak LUDZIE. Mam pytanie-prośbę do MałGośki - co z tym telefonem do Ewy? Nie bardzo wiem o kogo chodzi, co to za tel.? Pozdrawiam Was wszystkich - LUDZI Z SERCEM...
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

veer napisał:
Mam pytanie-prośbę do MałGośki - co z tym telefonem do Ewy? Nie bardzo wiem o kogo chodzi, co to za tel.?

Ewa Kulik - opiekunka naszego schroniska Telefon jest na stronce schroniska, w dziale "Kontakt".

Nie wiem o jakiej "pani" piszesz w pierwszym poście - czy właśnie o Ewie, czy o naszej pracownicy - pani Krysi?

Ewa jest na "każde zawołanie" - jeśli chodzi o psy w potrzebie... Tylko niestety niektórych rzeczy nie przeskoczy - takich jak niemożność dotarcia po psa, jak pora, w której otrzyma takie wezwanie (tak jak pisałam - wieczorem, w nocy czy w weekend to i my nic nie zrobimy a wypadki pory nie wybierają...), no i - przepełnienie schroniska.

Pisałam już o tym parokrotnie - ale pewnie nie czytałeś: mamy 30 kojców i zazwyczaj...70 psów A pewnie sam widziałeś wielkość samego schroniska...
Najgorsze jest to, że "przypadków losowych" mamy naprawdę niewiele - czyli takich gdy pies do nas trafia bo opiekun mu zmarł, a dalszej rodziny brak, czy nawet poważnie się rozchorował lub nie ma środków na utrzymanie siebie i psa... Nawet psów, które zaginęły zamartwiającym się właścicielom...

Najczęściej trafiają do nas psy porzucane (podrzucane do nas, przywiązywane do bramy, ze zgłoszeń); psy, których losem właściciel się nie interesuje i zwierzę łazikuje sobie do woli stwarzając zagrożenie dla siebie i ludzi; szczenięta - do których powołania na ten świat przyczyniają się ludzie nie przejmujący się swą suką czy psem, niejednokrotnie specjalnie dopuszczający do rozpłodu... Nie wspominając już o...bestiach (bo jak nazywać ich ludźmi?), które zamęczają swe zwierzaki i dla których schronisko jest...rajem
Zobacz profil autora
Misiowaty
Zwierzozwierz
Zwierzozwierz

Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 1020
Przeczytał: 0 tematów


veer
przypomniała mi się historia z poprzedniczką naszego Misia - Pumą. To było już wiele lat temu, mieszkaliśmy w okolicy dużych zielonych terenów przy których biegła bardzo ruchliwa ulica. Kiedyś na spacerze Puma po prostu wyszła na jezdnię - tak może metr od krawężnika. Też zamarłem, też widziałem oczami wyobraźni co się stanie za chwilę. Szybciej niż myslałem znalazłem się na jezdni, zasłoniłem Pumę, porwałem na ręce ... Nikt się nie zatrzymał, nie zwolnił. Z układu ust kierowców, ich gestów wiedziałem że kierują pod moim adresem same "serdeczności". Ludzie ...... Twoja bokserka trafiła na lepszych ludzi, dobrze że tacy jeszcze są na świecie.
A opisany przypadek na osiedlu - tak jak zaznaczyłem wczesniej to niestety codzienność. Tylko to pociesza że nie każdy przechodzi obojętnie - przecież to tylko pies. To aż pies do diabła ciężkiego
Przykład dla dziecka - rośnie potem taki emocjonalny troglodyta. Może nawet kupi sobie kiedyś psa - takiego do walk Mam tylko nadzieję, że tych normalnych, jak zwykłem nazywać "psowatych" jest więcej.
Merdanko od Misia - seniora,
pozdrowienia od Misiowatych
Zobacz profil autora
Znieczulica...
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu