Forum Wieluński Zwierzyniec Strona Główna


Wieluński Zwierzyniec
Forum dla przyjaciół i wolontariuszy Przytuliska "Zwierzyniec", wielbicieli zwierząt oraz mieszkańców Wielunia. www.schronisko.wielun.pl
Odpowiedz do tematu
Moje refleksje
Karolina
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź

W weekend byłam w dwoch schroniskach, chcialam zaadoptowac jakiegos futrzaka (psa).
Nie wiem czy pamietacie - miałam adoptowac Kiare z schorniska wielunskiego, niestety nie zdazylam, Kiara odeszla
Przed Łódzią ostrzegała mnie Małgosia, miała rację. Pani pracująca nie umiała za duzo powiedzieć o konkretnych psach, nie była zaintersowana, że nam je pokazywa. Ale rozumiem, pewnie była zajęta, a w niedziele nie było zbyt wiele osób.
Psiaki po kilka w boksach, nakies brudne, poklejone, okropny widok. Niektore boksy były pod gołym niebem, wszedzie błoto. Psy wygładały jakby nie wychodziły nigdy z boksów, niektóre strasznie zrezygnowane. Przeszlismy sie, zeby jakiegos wybrac. Trudno tak chodzic, wybierac, zastosowac jakis klucz seleksji... czu;lam sie okropnie, bo kazdy z tych psów zasługiwał na ciepły dom. Emocje pusciły gdy przechodzilismy obok boksu pewnego wielkiego psa, skakal na siatke, machal ogonem, lizal. Byl wspanialy. Ale dla nas za duzy, bo do malego mieszkania w bloku. No i koszt jedzenia... kiedy odeszlismy dalej on zaczol "plakac". Wyl i jeczal, wolal nas. Ryknelam płaczem a serce mi chyba wtedy pekło. Gdyby nie maz to pewnie wybiegłabym z tamtad zaryczana i porozmazywana i poszla gdzies przed siebie bez celu. To dla mnie za duzo patrzyc na tyle nieszczesc jednoczesnie.
Wybralismy pare psiaków stosując ta okropna selekcje wg. wielkosci i rodzaju futra. Ale jak wybrac z tych paru tego jednego?
Nie umielismy.
Zdecydowalismy ze to pewnie nie jest jeszcze odpowiednia pora na psa. Pojechalismy do Zgierza.
W Zgierzu zupelnie inaczej, psie boksy co prawda pod gołym niebem, tez po kilka psów w boksach, ale jakies takie "bardziej szczesliwe". To nowe schornisko, podobno w budowie. Pani znała kazdego psa po imieniu, wiedziała skad pochodzi. Psy sa regularnie wypuszczane zeby sobie pochasały po łaczce. Opiekunka z zamilowania, widac ze kocha je strasznie, moze nawet bardziej niz ludzi
Wybralismy suczke, sliczna kundelke, nieduza. Okazalo sie, ze jest zamowiona. Znow serce mi peklo. Psina wskoczyla na mnie, weszla pod ramie, nie chciala odejsc. Na spacerze troche pobiegala, a potem juz na nas wchodzila Wspaniala przylepa. Ale niestety, nie mozna jej bylo wydac
Pani mowi, ze przeciez sa inne pieski, jamniczka, terierek itd. Zaczela nas przekonywac. Ale ja nie chce psiaka z tzw. przypadku. Chce tego, z ktorym złapie kontakt. Chce tego wyjatnowego, ktorego nie tyle ja sobie wybiore, co on wybierze sobie mnie.
Czy ja zle mysle? Przeciez te wszystkie psy ktore sa w schorniskach ktos oddal, wyrzucil. Dla tych ludzi decyzja o posiadaniu psa nie byla decyzja dojrzala. Wiec ja chce podjac dojrzala decyzje. Chce byc pewna na 100% ze to wlasciwe zwierze.
Selekcje wg. futra i wielkosci tez musze zaprowadzic. Wybieram psa do mieszkania w bloku. Nie moze byc strasznym futrzakiem, bo bede miala w domu wiecej futra niz kurzu Nie moze byc zbyt duzy, bo nie bedzie mu dobrze w ciasnym mieszkaniu. Nie moze byc halasliwy, bo bedzie musial zostac 8 gdz. sam a pode mna mieszkaja bardzo wrazliwi sasiedzi. Mieszkanie wynajmuje i nie chce, zeby narobili mi problemow z powodu szczekania psa. Chce podejsc odpowiedzialnie do wyboru. Czy to zle?
Pani w schornisku najwyrazniej nie do konca to zrozumiala. Tak mi sie wydaje. Odeszlismy sami, bez czworonoga.
Po powrocie do domu bylo mi bardzo zle. Zaczelam sie zastanawiac, czy w ogole chce psa. Zapach ze schroniska chodzil za mna caly dzien.
Moze to mnie najzwyczajniej w swiecie przeroslo?

Uwiezcie, gdybym miala dom, podworko, wzielabym kazdego psiaka, moze nawet dwa. A teraz zaczelam sie wahac. Czy mam prawo tak przebierac w tych "nieszczesciach"? Nie wiem czy dam rade wejsc do schorniska drugi raz
Zobacz profil autora
Anna
Moderator
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zgierz

Jesli chciałabyś wsparcia i jakiejś pomocy w Zgierzu służe swoją osobą, bo tu mieszkam. Byłam już kilka razy w schronisku - oni są specyficzni, działają sami, bez pomocy miasta.A że patrzą dziwnie na wybierających, cóż w każdym odchodzącym bez psiaka widzą utratę szansy na domek...
Mogę popytać o psy. Mogę z Tobą wejść na teren. Moge po prostu z tobą pogadać. na gg lub mailu.
A myślę sobie, ze Twoje wątpliwośći są normalne, jeśli nie jest tak, że jakiś piesek tak jak Kiara Cię zachwyci bezgranicznie od razu to przecież musisz jakoś wybrać. Ja też czułam się potwornie wybierając psa jak w sklepie, a ten to nie bo coś a ten to nie bo coś..a ten to żeby się ojcu podobał. A to bardzo dobrze o Tobie świadczy, że robisz to świadomie pamiętając o warunkach jakie masz dla psa. Ja uważam że masz prawo a nawet powinnaś wybierać..to zwiększa szanse powodzenia. I popatrz po wątkach, my ciągle mamy jakieś wątpliwości czy ten pies właśnie najbardziej nas potrzebował, ciągłe myślimy o tych które zostały.
To trudne ale i ważne by wybrać dobrze dla Twojego i dla psiego serca. Trzymaj się i nie bój się schroniska..tam na ciebie czeka twój pies, tylko jeszcze nie wiecie który to.
Zobacz profil autora
Re: Moje refleksje
kaerjot
Zwierzolub
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kolbudy k/Gdańska

Moja pierwsza wizyta w schronisku przebiegała podobnie jak Twoja.
Wydawało mi się ,że panuje tam ogłuszający hałas, z każdej strony słyszałam ujadanie i wycie rozpaczy. Na początku widziałam wszędzie psy skaczące na siatkę, stojące na budach, biegające, później nie widziałam już nic, płakałam. Była akurat pora sprzątania, więc na dodatek odór powodował, że ciężko było oddychać. Nie wytrzymałam, uciekłam. Tydzień później pojechałam tam jeszcze raz. Wiedziałam już co mnie czeka i byłam spokojniejsza, w jednym z boksów zobaczyłam ją. Nawet na mnie nie spojrzała, siedziała bez ruchu, a ja nagle poczułam, że wokół mojego serca ktoś zawiązał linę, której drugi koniec jest przywiązany do serca tego psa.
Może to zabrzmiało melodramatycznie, ale tak właśnie było. Wydawało mi się, że jestem w dobrej sytuacji, bo wybierając psa nie musiałam martwić się jego wielkością czy sierścią, mieszkam w domu na wsi. Kierowałam się więc tylko emocjami, nie zwróciłam uwagi na to, że ona była zupełnie dzika. Przez 7 miesięcy wszystkie soboty i niedziele spędzałam na szkoleniu, po to, żeby dało się z nią normalnie żyć. Przez ten czas zdążyła zaatakować mnie tak ostro, że spodnie i kurtka zimowa, po akcji poszły na śmietnik. Chyba tylko ta lina między nami sprawiła, że nadal jesteśmy razem. Docierałyśmy się długo i zapewne co jakiś czas będziemy to powtarzać, ale przetrwamy.
Nie można zabrać wszystkich, więc zabierając tego jednego musisz być absolutnie pewna, że to TEN. Ty myślisz przed adopcją i za to Cię podziwiam. Nie przemyślane decyzje często kończą się dramatem, a tego przecież nie chcesz. Idź tam, gdzie mogą coś powiedzieć o psach i szukaj. Szukaj tak długo jak będzie trzeba, aż znajdziesz tego, który czeka właśnie na Ciebie. Poznasz go. Obiecuję.
Zobacz profil autora
Re: Moje refleksje
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

kaerjot napisał:
Nie można zabrać wszystkich, więc zabierając tego jednego musisz być absolutnie pewna, że to TEN.


Jest też inna droga selekcji - musisz sobie założyć, jak ja, że interesują Cię wyłącznie psy: stare lub chore albo suczki czy na przykład szczeniaki. Kiedy przyjechałam do Wielunia po Dżeksona, zgłupiałam po wejściu na teren schroniska (a nie jest przecież duże ). Wszystkie te psy kręcące się przy mnie, starające się zwrócić na siebie moją uwagę, błagające o cień zaintersowania - dramat, koszmar i makabra. Ja, w przeciwieństwie do Kaerjot, nie miałam serca spętanego linką i nie byłam absolutnie pewna, że to ten pies. Dżeksona znalazłam na allegro i przyjechałam do Wielunia po niego, ale gdybym usłyszała od Ewy, że jakiś inny pies ma jeszcze mniejsze szanse na wyrwanie się ze schronu - wzięłabym tego innego. Cóż, Ewa niczego takiego mi nie powiedziała, a pytałam!, i Dżekson zamieszkał w wawie. A dzisiaj - moje serce pęta nie jedna, a tysiąc linek
Zobacz profil autora
Re: Moje refleksje
kaerjot
Zwierzolub
Zwierzolub

Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kolbudy k/Gdańska

jnk napisał:
kaerjot napisał:
Nie można zabrać wszystkich, więc zabierając tego jednego musisz być absolutnie pewna, że to TEN.


Dlatego nie znoszę pisać postów na foroch, zawsze później tego żałuję. Uwielbiam czytać wasze opowieści, ale sama wolę ograniczyć się do krótkich komentarzy. Zawsze, gdy coś napiszę i przeczytam to kilka dni póżniej widzę, że gdzieś uciekł mi sens i podstawowa idea. Nie znoszę też tłumaczenia później co miałam na myśli.
Tchórz ze mnie i teraz nie wiem co napisać, żeby znowu nie palnąć jak kulą w płot, ale spróbuję, a jeśli mi nie wyjdzie to poproszę o pozwolenie na czytanie i obiecuję, że już będę milczeć.
"TEN PIES" oznacza dla mnie psa, za którego biorę absolutną odpowiedzialność, o którego będę dbać i któremu pokażę, że człowiek może być jego przyjacielem. Mnie naprawdę spotkała w schronisku "miłość od pierwszego wejrzenia" i dlatego było mi łatwiej podjąć decyzję o wzięciu na siebie tej odpowiedzialności.
Jadąc pierwszy raz do schroniska miałam zupełnie inny plan. Naoglądałam się Animal Planet i wyobraziłam sobie, że wejdę do biura i powiem: "Chciałabym zaadoptować dorosłą, łagodną sukę, dosyć dużą, lubiącą koty i inne psy. Najlepiej gdyby suka była po sterylizacji i nie wymagała stałej opieki weterynarza." Ktoś to zanotuje, następnie pójdzie na zaplecze i przyprowadzi mi psa. Prawda, że ślicznie. Rzeczywistość trzasnęła mnie nieźle. W biurze nie było nikogo, a kiedy już znalazłam kogoś z pracowników (uparcie nie wchoodziłam między boksy) okazało się, że nikt tam nic o tych psach nie wie. Powiedziano mi, że jak mam koty to lepiej jak wezmę szczeniaka "to się przyzwyczai i nie będzie ich ganiał". Nie chciałam wchodzić do psów, bo znam siebie i wiedziałam, że skończy się to tylko płaczem i nie będę w stanie dokonać wyboru. I tak oczywiście było. Ja czasami jestem ciapa i nie przyszło mi do głowy, że w innym schronisku może być inaczej, więc drugi raz pojechałam w to samo miejsce, ale wtedy już znalazłam swoją "trudną miłość".
Wybieranie psa tylko pod wpływem emocji jest fatalnym pomysłem. Zawsze i wszędzie będę to powtarzać. Ja popełniłam ten błąd i miliony razy, stojąc przy -20 stopniach na placu ćwiczeniowym, wymyślałam sobie po nosem od kretynek i takich innych, co nie znaczy, że kiedykolwiek żałowałam tamtej decyzji. Człowiek ma pod czaszką skomplikowane narzędzie, wiem, że zrobiłam źle, ale zrobiłabym to bez wachania raz jeszcze.
Zapomniałam jeszcze dodać, że ja nie myślałam o adopcji psa w kategoriach "pomocy psu", ja poprostu przeprowadziłam się na wieś i chciałam mieć psa. Pisałam już, że ciapa ze mnie i nie przyszło mi do głowy, że mogę pójść na rynek, wydawało mi się, że jak ktoś chce rasowca to kupuje go w hodowli, a jak kundla to bierze ze schroniska. Ja chyba jestem nie do końca normalna.
Zobacz profil autora
jnk
Zwierzoświr
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005
Posty: 1604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wawa

Fota boska!
Nie jesteś nie do końca normalna. To nasz kraj jest nienormalny i pełen hipokryzji stosunek naszego społeczeństwa do kwestii opieki nad zwierzętami wszelkiej maści i rasy. Ja też się naoglądałam Animal Planet, i też miałam podobne do Twojego wyobrażenie o schroniskach. Tyle że trafiłam do schroniska w Wieluniu, a nie do katowni w Mysłowicach, Krzyczkach, Płocku czy Szczecinie. Głupi ma zawsze szczęście

A z tymi emocjami zgadzam się w 200%. Przy adopcji psa i w ogóle w sprawie ochrony i opieki nad zwierzętami główną rolę powinny odgrywać argumenty zdroworozsądkowe. Szczególnie w Polsce, gdzie branie psa ze schroniska jest rosyjską ruletką. Psy nie mają żadnej historii, nie są prowadzone przez jednego opiekuna, nie pracuje z nimi trener-behawiorysta, generalnie o psie wiadomo jedno wielkie NIC! Ponadto większość tych psich nieszczęść żyje w slamsach (bo tym są polskie schroniska, niestety), w warunkach ekstremalnych i straszliwych i nie pozostaje to bez wpływu na ich psychikę. Biorąc Dżeksona miałam więcej szczęścia niż rozumu - nie wiem, jak dzisiaj poradziłabym sobie z psem, który nie potrafi sam zostawać w domu, nie toleruje kota, jest agresywny wobec innych psów... A przecież przy moim ówczesnym podejściu do sprawy adopcji wszystko to mogło mnie spotkać. Na szczęście (zawsze będę to powtarzać) zanim spotkały mnie te klęski żywiołowe, spotkałam MałGośkę i Ewę. I zaraz potem Dżeksona. Uffffffffffff...
Zobacz profil autora
Mantis
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 1263
Przeczytał: 0 tematów


Mam za soba trzy takie wybory. Pierwszy raz był "drogą selekcji", po prostu, chciałam psa "w moim typie" czyli duży miś Znalazłam, na Dogo, i mimo że wolontariuszka z tego schroniska "rzucała kłody" ale dobrym tego słowa znaczeniu, to znaczy - przedstawiała (podobnie jak nasza MałGośka ) wszelkie możliwe czarne scenariusze, co moim zdaniem wcale nie ma na celu odstraszenia potencjalnego adoptera, a uświadomienie, że ma to być w pełni świadoma adopcja, byłam zdecydowana. Na szczęście dla mnie, bo wchodząc do schroniska, zobaczyłam dziesiątki psów, różnej maści, wieku, charakteru, jedne chciały za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę, inne, jak mój Brucio, stały obojętne. Gdybym nie była zdecydowana, pewnie wyszłabym z płaczem, sama, nie potrafiąc dokonać wyboru. Ale że decyzja zapadła już wcześniej, więc tchórzliwie omijałam setki wpatrzonych we mnie oczu, przeraźliwie smutne psie dzieci, koncentrując się na MOIM PSIE, który wcale się nie cieszył, nie patrzył na mnie z nadzieją... i nie wyglądał jak pies marzeń (TZ omal nie zemdlał jak go zobaczył ) Nie była to łatwa adopcja, ale nigdy tej decyzji nie żałowałam. Może raz... kiedy tak tragicznie się to skończyło... [']
Z Wikulcem... to była miłość od pierwszej fotki Przekonywałam TZ, że skoro Brucio jest psem dla ludzi powyżej metr pięćdziesiąt to tym mniejszym też się czterołapny przyjaciel należy, i po części tak było, prawda jest taka, że to Mantis Czupura pokochała zanim ktokolwiek z rodziny ją zobaczył Wniosła do domu tyle radości co zamieszania Pupilka TZ, ukochany "mop" dzieciaków, a przede wszystkim - królewna Mantis
Kiedy Brucio odszedł za TM byłam zrozpaczona, ale już nie uważałam, jak kiedyś, że jeśli przygarnę kolejnego czterołapka to będzie to pewna forma zdrady wobec tego właśnie pożegnanego. Tu nie było wyborów, zastanawiania się, decyzja mogła być tylko jedna - Hektor. Byłam z nim emocjonalnie związana od miesięcy. No i stało się, nadeszła chwila na całkiem realne "spętanie"

Co do emocji... nie wyobrażam sobie powiększenia rodziny (bo tym dla mnie jest adopcja ) bez nich, ale zgadzam się z Wami - muszą być poparte rozsądkiem i odpowiedzialnością.
Sytuacja w schroniskach jest jaka jest, dla nas to chwila nieprzyjemności, dla jednego z nich, szczęśliwego wybrańca, początek nowego, normalnego życia.

kaerjot napisał:
[...]wydawało mi się, że jak ktoś chce rasowca to kupuje go w hodowli, a jak kundla to bierze ze schroniska.

Gdyby wszystkim tak się wydawało, gdyby stało się to normą, to w schroniskach nie byłoby przepełnienia, a pseudohowla przestała być zjawiskiem znanym. A normalna jesteś jak najbardziej, jak wszyscy zwierzomaniacy
Zobacz profil autora
Karolina
Zwierzofan
Zwierzofan

Dołączył: 19 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź

Dzieki wszystkim za odpowiedzi, dyskusje, Malgosi za maile. Wszystkie te posty rozjasniaja mi w glowie, przygotowuja. Przekonuje sie, ze dam rade. Bo kocham zwierzeta, tylko mam chwile niedspozycji. A w takich chwilach zawsze bieglam do mojego psa (jeszcze mieszkajac z rodzicami). Puchacz potrafil wysluchac, pocieszyc, moze nawet zrozumiec

Tez nie uwazam, ze wszystkie, jak to nazwala Mantis "kłody pod nogi" sa czyms zlym - one uswiadamiaja, przygotowuja. Jesli opisane czarne scenariusze zdaza sie w pelni badz czesci naprawde, bedziemy wiedziec, ze to "normalne" i bedziemy przygotowani, a nie rozczarowani.

Pozdrawiam slonecznie!
Zobacz profil autora
MałGośka
Adminka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 4611
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wieluń-łódzkie

Wizyta w schronisku dla większości osób to dramatyczne przeżycie

Sama podchodzę już do tego inaczej - choć i po tych trzech latach nadal zdarza mi się ryczeć po wizycie u moich bezdomnych ogonów - z niemocy...

Na pewno łatwiej jest osobie, która już sobie psa w necie upatrzy i całą swą uwagę skieruje tylko na niego - często się zdarza, że potem nic z całej wizyty taka osoba nie pamieta, poza SWOIM zabiedzonym ogonkiem
Za to - jesli ktoś po prostu przyjeżdża do nas - całokształ potrafi nieźle przytłoczyć

Zapach schroniska - jest paskudny i czasami trudno jest psa w domu "doprać". Jednak to efekt miesiący czy czasami lat jakie pies spędził w kojcu musząc się jednocześnie tam załatwiać, nie będąc kąpanym (my z czasem zrezygnowałyśmy z tego, bo to za duży stres dla kąpanego psa, do tego, nawet latem - łatwo o przeziębienie, no i przede wszystkim nie mamy warunków )

Tyle, że dla psów, dla których schronisko jest domem przez nieraz długie lata - to, że dany człowiek się załamie po jednej wizycie i już nie da rady spróbować ponownie - oznacza mniej spacerów czy tak upragnionego kontaktu z człowiekiem (w przypadku niedoszłego wolonatriusza) albo stratę jedynej szansy na dom (w przypadku adoptującego).

Często ludzi zniechęcają do odwiedzin pracownicy schroniska. Powiem Wam szczerze, że po sobie widzę, że z czasem człowiek traci cierpliwość i nadzieję na to, że jego podopieczny znajdzie dobry dom. Już nie podchodzę z takim entuzjazmem i nadzieją do każdego maila czy telefonu - bo 99 % z nich to tylko niepotrzebna strata czasu Czasu tak przecież potrzebnego by szukać tego jedynego człowieka dla swoich podopiecznych...
Więc - nie dziwmy się, że pracownicy, którzy na codzień zmagają się z psim nieszczęściem nie chcą czasami zająć się nami... Oni takich osób (zwłaszcza w wielkich schroniskach) mają na codzień całą masę - i z większości wizyt nic nie wynika...

A co do podejmowania decyzji - uważam, że idealnie byłoby gdyby chętny do adopcji psa człowiek przeszedł sobie po schronisku, przyjrzał się psiakom, pogadał z pracownikiem, wyszedł z wybranym psem na spacer. Potem wrócił do domu - i przespał się z decyzją, porozmawiał z rodziną - czyli coś takiego co się dzieje przy adopcjach z netu. Taka osoba powinna być świadoma ogólnych problemów z psem - bo niestety często się zdarza, że taki człowiek myśli, że sam wybór psa ze schroniska oznacza, że reszta będzie idealna... Albo, gdy wybierze psa podobnego do poprzednika - pies będzie miał identyczne przyzwyczajenia i charakter.
Potem okazuje się, że problemy przerastają adoptującego...

Dlatego właśnie rzucam te nieszczęsne kłody, choć to wcale kłody nie są, po prostu 90 % zgłaszających się po psy ma o nich niewielkie pojęcie i to co dla nas tutaj jest oczywiste - dla nich to totalna nowość.

Szalenie mi szkoda tylko, że takich osób jak Karolina - czyli przyznających się szczerze do swoich wątpliwości - jest zdecydowana mniejszość

Zresztą - komu ja to mówię Akurat wszyscy chyba zwierzomaniacy, których tu przygoniłam to ten procent idealnych psich opiekunów
Zobacz profil autora
Moje refleksje
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu